piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 11 ♥


=W nocy rozdzwonił się mój telefon… =

-Hallo.
Powiedziałam nawet nie wiedząc, kto dzwoni.
-Cześć Mia.
Usiadłam na łóżku zaskoczona pytaniem.
-Nie jestem Mia. Kto mówi?
Spojrzałam na wyświetlacz. Jakiś numer.
-Przepraszam, pomyłka widocznie.
-Znamy się?
Zdaje mi się, że z nam z skądś ten głos ale w telefonie cisza.
-Nie.
Po chwili chłopak się rozłączył. Nie mogłam ponownie zasnąć, bo moją głowę zaprzątał dziwny telefon a po głosie można by pomyśleć, że to Nick. Nie. To Nie możliwe, ale możliwe. Przez przypadek wybrał mój numer. Jeśli to on to dlaczego Nie powiedział prawdy? Nie! To na pewno Nie on! Nad ranem zasnęłam ponownie. Obudziłam się w dobrym humorze. Włączyłam wierzę i zaczęłam tańczyć. Pomyślałam, że teraz nie mam ostatni czasu na poranne bieganie, więc szybko założyłam czarne legginsy, biały T-shert z napisem „Fuck All The Code”, fioletową bluzę i ulubione adidasytego samego koloru. Jeszcze tylko słuchawki w uszy, ulubiona muzyka i już biegłam szerokim chodnikiem. Dobiegłam do parku i zakręciło mi się w głowie. Usiadłam na chwilę na ławce chwile odpoczęłam a potem pobiegłam dalej. Za jakąś godzinę wróciłam zmęczona do domu. Udałam się pod prysznic i świeża ubrałam się w TO i zjadłam pomarańcza. Usiadłam przy komputerze i przeglądałam portale informacyjne. Trafiłam na parę fajnych propozycji pracy ale nagle zrobiło mi się nie dobrze. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Od dziecka zawsze miałam taki odruch, gdy w środku byłam głodna ale niby nie chciało mi się jeść. Aby nie pogorszyć swojego stanu poszłam zrobić sobie śniadanie. Z powrotem usiadłam do laptopa i słuchałam swojej play listy. Przypomniała mi się nocna rozmowa, więc wybrałam tamten numer i zadzwoniłam. Niestety nie udało się. Co chciałam przez to osiągnąć? Łudzę się, że mój przyjaciel przypomniał sobie o mnie i chce odnowić dawne więzi. Zaczyna mnie powoli denerwować moja naiwność. Zawsze robię coś dla innych a Nie martwię się o siebie a gdy coś jest źle wmawiam sobie, ze wszystko będzie dobrze. Zrobiłam się senna i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Za jakieś pół godziny może więcej obudził mnie laptop, który wydawał dźwięk, że zaraz się rozładuje. Kurde! Zapomniałam go wczoraj naładować. Wyłączyłam laptopa i ułożyłam się powrotem na sofę, przykryłam puszystym kocem z wizerunkiem wielkiego tygrysa i chciałam zasnąć ponownie ale już mi się Nie chciało. Zadzwoniłam do Erin:
-Cześ siostra. Co tam?
-No, cześć. A właśnie mam zamiar was odwiedzić. Jesteście w domu? 
-No jasne. Mama samo robi Lasagne.
-Mhm. Będę za godzinę.
-Okey.
Poszłam ogarnąć się po drzemce i byłam gotowa do wyjścia. Telefon wyładował w kieszeni. Zamknęłam dom i poszłam na przystanek autobusowy. O ustalonej godzinie byłam przed domem rodziców. Stojąc naprzeciwko zastanawiałam się czy wejść normalnie czy lepiej zadzwonić. Wybrałam drugą opcję. Po chwili w progu ukazała się mama i rzuciła się na mnie:
-Cieszę się, ze przyjechałaś.
-Ja też mamo.
-Ethan! Rose już jest!
Krzyknęła moja rodzicielka i ojczym przyszedł się przywitać.
-Gdzie Erin?
-W swoim pokoju. Poszła się przebrać bo chwile temu wylała na siebie sos.
-Moja ciamajda. Idę do niej.
Już miałam pukać do jej pokoju ale usłyszałam krzyki:
-Nie znasz jej! Co ty w ogóle możesz wiedzieć?!...Gówno mnie obchodzi co ktoś powiedział!...Mam to gdzieś! To jej sprawa!...Skończ już lepiej!
Potem tylko dźwięk tłuczonego szkła i jej przekleństwo. Lekko zapukałam do drzwi:
-Nic się nie stało mamo!
Powoli otworzyłam drzwi i wychyliłam się za nich.
-Mówiłam, że nic… Rose!
Mocno ja uścisnęłam.
-Coś się stało?
-Nie, nic.
-Jak nic? Zbiłaś wazon?
-To przez przypadek.
-Ah. Lubiłam go.
Zaczęłam powoli sprzątać zbity wazon.
-No to mów kto cię tak zdenerwował, hym ?
-Aj tam,  to nic ważnego.
-Tak łatwo mnie nie oszukasz.
-Ja wiem to pewnie głupie ploty ale…
-Ale co?
-Rose to prawda?
-Co ma być prawdą?
-Rozmawiałam z Niall’em
-Po co?
-To on do mnie zadzwonił. Nie ważne. Ty i…
-Możesz skończyć swoje zdanie?
Spojrzała tępo w podłogę.
-Nie wiem o czym mówisz. Lepiej choć my na dół.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni.
-Może w czymś pomoc?
-Nie, nie trzeba. Idź, siadaj, zaraz przyniosę obiad.
Po paru minutach wszyscy zajadaliśmy się pysznym spaghetti.
-Erin, może pochwalisz się siostrze?
-Czym?
-Nie pamiętasz? – spytała mama
-Aa. No to,  pewnie moja średnia na koniec roku szkolnego będzie wynosić 4.90
-Uu. Gratuluje mój kujonie.
-Ej, jaki kujonie?! Sama miałaś czasami średnią taką samą a ja to niby mam być kujon?
-A ja się cieszę, ze mam takie wspaniałe córki.
Mama zaczęła się szczerzyć i w ogóle.
-Ciekawe czy tato byłby dumny…?
Powiedziałam sama do siebie myśląc że nikt Nie usłyszy.
-Na pewno kochanie, na pewno.
Uśmiechnęłam się nieznacząco i kontynuowałam posiłek. Później pomogłam mamie posprzątać a Erin grała z ojczymem w szach.
-Szach Mat!  Znowu wygrałam.
-Czyżby uczeń pokonał mistrza?
Moja rodzicielka zakpiła ze swojego męża podając gorący budyń waniliowy z cynamonem. Ja usiadłam obok nich i przyglądałam się ich grze.
- A może pójdziemy gdzieś dzisiaj?
Ethan zaczął rozmyślać ale w sumie to mi się nie chciało.
-Może pójdziemy do cyrku?
Zaproponowała mama a siostra zaczęła cieszyć się jak małe dziecko, gdy dostało zabawkę.
-Do cyrku?!
-Wczoraj przyjechał. Podobno mają słonie, wielbłądy i jakieś inne zwierzęta a nawet lwa.
W oczach Erin były już małe iskierki a mama cały czas się uśmiechała.
-Chyba sobie żartujesz?!  Nawet nie zdajesz sobie spawy ile te zwierzęta muszą się wycierpieć, żeby mogły wykonywać te wszystkie sztuczki. One są bite, głodzone i Bóg wie co jeszcze! A wy chcecie dawać za to pieniądze tym bezuczuciowym ludziom?!
-Ale Rose?!
-No co Rose?!
Wyszłam z domu trzaskając drzwiami. No dobra. Przesadziłam ale to było silniejsze ode mnie. To taka trauma po ostatniej wizycie w cyrku. Jak miałam jakieś 10 no może 11 lat poszliśmy wszyscy do cyrku. Było dużo różnych zwierząt, cyrkowcy, magicy itd. Ale i taki mały lewek. To miał być pokaz jak on skacze przez obręcz. Na początku wyglądało to bardzo fajnie ale potem jakiś mężczyzna zapalił obręcz i ten maluch bał się przez nią skoczyć.  Wtedy ten jego niby trener bił go długim batem a on zaczął krzyczeć … Boże ! Wtedy wybiegłam i już nigdy więcej Nie byłam w cyrku a na samą myśl o tym zbiera mi się na płacz. Ja nie rozumiem ludzi, którzy znęcają się nad bezbronnymi zwierzętami. Idąc tak nawet Nie zwracałam w jaką stronę się kieruję. Po chwili zobaczyłam, że doszłam na jakąś wielką polanę . Mieszkałam tu całe moje życie i nigdy jej nie widziałam? Podeszłam do wielkiego drzewa stojącego na środku. Uważnie zaczęłam mu się przyglądać. Zobaczyłam inicjały. Moje, Zayna i… Nicka? My tutaj byliśmy? Nie pamiętałam tego miejsca. Nagle mój telefon się rozdzwonił
-Rose, przepraszam. Zapomniałam, że Nie cierpisz cyrku. Wróć do nas, zaraz zrobi się późno.
-Nie ważne mamo. Wrócę już do domu.
-Jesteś pewna? Chciałam z Toba porozmawiać.
-Jestem pewna. Pozdrów Erin. Odwiedzę was w przyszły tydzień.  
-Kocham cię córuś.     
-Ja ciebie też mamo.
Rozłączyłam się i poszłam na przystanek by wrócić do domu. Od razu poszłam wziąć gorącą kąpiel. Mój brzuch mnie chyba boli i do tego mam opuchnięte dłonie i stopy. To chyba z przemęczenia albo z nerwów. Muszę odpocząć bo jutro do pracy. Leżąc w gorącej wodzie pomyślałam, że zdam prawo jazdy. Będzie lepiej bo nie będę musiała już jeździć autobusami. Dolałam swojego ulubionego płynu winogronowego i zrelaksowałam się. Kiedy woda zrobiła się chłodna wyszłam i ubrałam się w pidżamy. Wpisałam kolejna notatkę do pamiętnika. Wspomniałam o polanie, o drzewie, głupim pomyśle o cyrku i o spuchniętych stopach. Potem ułożyłam się w moim wygodnym łóżku zasnęłam.
Obudziłam się późno i zdałam sobie sprawę, że zaraz spóźnię się do pracy. Szybko wstałam, ubrałam się i wybiegłam domu. Ulica zrobiła się pusta i ciemna. Było ponuro i wydawało się niebezpiecznie. Dobiegłam do Nude a szklane drzwi były otwarte na oścież. Gdy weszłam zaczęłam rozglądać się po sali szukając Kate, Lilly czy innych pracowników lecz nikogo Nie było widać. Doszłam do długiego blatu gdzie była kasa a na podłodze zobaczyłam Kate. Wokół niej było sporo krwi. Szybkim krokiem podeszłam do niej i sprawdziłam jej puls. Niestety nic nie wyczułam, więc wstałam i sięgnęłam do kieszeni po telefon. Nie było go tam i to akurat w takiej chwili. Pobiegłam do zaplecza i zobaczyłam stojącą tam Lilly. Trzymała zakrwawiony nóż w ręku i miała opuszczona głowę. Nagle dziewczyna wyprostowała się i nawet nie wiem kiedy przycisnęła mnie do ściany.
-Teraz nikt nam nie przeszkodzi!
-Ale o co ci chodzi?
Niestety dziewczyna wepchnęła nóż prosto w mój brzuch. Zaczęła się głośno śmiać a ja obsunęłam się po zimniej ścianie nie mając siły nic powiedzieć ani wzywać pomocy…  

____________________________
Mam nadzieję, że bierzecie udział w ankiecie.
Zalezy mi na waszej opinii. Mam już pomysł
ale zobaczymy. Jakoś nie mam weny i ten
rozdział niezbyt mi się podoba ale ocenę
zostawiam wam.
Czytasz = Komentujesz :D
         
        

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 10 ♥


=Nie czułam w tym momencie żadnego wstydu tylko wielkie pożądanie…=

Obudziłam się o 12.46 ze sporym bólem głowy. Chciałam wstać po jakieś leki, ale zdałam sobie sprawę, że jestem dosłownie naga. Zaniepokojona rozejrzałam się po pokoju. Moje ubrania leżały gdzieś na podłodze a na szafce nocnej leżała jakaś karteczka. Moje serce zaczęło walić, ponieważ do mojego umysłu zaczęły powoli dochodzić niedawne wydarzenia. Niepewnie sięgnęłam po kawałek papieru.
To nigdy nie powinno się stać. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Przepraszam Rose. Czuję się okropnie. Zrozumiem, jeśli
Nie będziesz chciała ze mną więcej rozmawiać. Nie
 Powinienem tak postąpić, Przecież jesteśmy
Przyjaciółmi, tak? Ale musisz wiedzieć Rose, że ja
Cię kocham i nic tego nie zmieni.
Przepraszam.
Zayn.
Z moich oczu popłynęły łzy. To… to naprawdę nigdy nie powinno się stać. Dlaczego nie próbowałam siebie jakoś powstrzymać? To nie jest tylko jego wina, ale…
-Boże?! Dlaczego?!
Zaczęłam krzyczeć. Dałam sobie z placka w twarz, żeby się ogarnąć. Nie przestałam płakać, ale zwlekłam się z łóżka szybko pod zimny prysznic. Wszystkie myśli kłębiły się w mojej głowie. Nie potrafię sobie tego wybaczyć. Powinnam od razu, gdy mnie w tedy pocałował, jakoś dać mu znak, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Odświeżona już ubrałam się w czarne legginsy, beżowy sweterek i balerinki tego samego koloru. Włosy uczesałam w wysokiego kucyka i poszłam do kuchni. Wzięłam leki przeciwbólowe i zrobiłam sobie kawę. Nie miałam ochoty nic jeść.  Siedziałam w kuchni ciesząc się spokojem i ciszą, do czasu, gdy przypomniało mi się jak Niall mówił, że za miesiąc wyjeżdżają w trasę. Dobrze, że mam El i Lilly, więc nie będę sama. Cały wieczór oglądałam TV. Jakieś badziewie filmy. Jutro już do pracy, wiec nie siedziałam długo.
Następnego dnia doszło do mnie, że powinnam zadzwonić do Zayn’a. Pewnie cały czas obwinia się za to, co się wydarzyło. Czasu nie cofnę, choć bardzo bym chciała. Musimy żyć z ta świadomością, że… Nie może mi to nawet przejść przez gardło. W pracy było dużo ludzi. Nie było chwili odpoczynku a ja byłam bardzo zmęczona. Lilly była cały czas zadowolona i uśmiechnięta od ucha do ucha. Nie miałam ochoty pytać się, co się dzieje. Marzyłam, aby szybko skończyła się moja zmiana. Chciałam być już w domu. Dzień zleciał w prawdzie szybko. W domu zjadłam, co nie, co i poszłam spać.
Kolejne dni były już znacznie lepsze a ja nadal nie dzwoniłam do Zayn’a a on nie odzywał się do mnie. Gdy mówiłam sobie, że zadzwonię po prostu odkładałam to na później. W pracy było bardzo mało ludzi, więc mogłam pogadać z przyjaciółką. To, co wywoływało u niej całą radość to nazywa się „miłość”. Ehm. Ona życzyła mi jej a wygląda na to, że jednak to jej się poszczęściło. Po pracy spotyka się, z Tobby’m. Chyba pasują do siebie. Jest uroczy, miły i gadatliwy zupełnie jak ona. Jeśli tylko moja przyjaciółka pożali mi się, że ten chłopak ją zranił, nie ręczę za swoje czyny. Ostrzegam. Tak, więc nasze rozmowy kończą się a ona spotyka się z Tobby’m. Po pracy siedzę i nudzę się przy TV, bo, Eleanor ma dużo pokazów. Z resztą zespołu staram się na razie unikać kontaktów. Kiedy siedziałam przy kubku gorącej kawy przypomniało mi się, że mam numer do Patrick’a, DJ’a z moich urodzin. Szybko do niego zadzwoniłam.
-Hej. Tu Rose, pamiętasz?
-Hej. No jakbym mógł nie?
-Nie przeszkadzam?
-Nie. Co tam?
-No właśnie nudzę się.
-A czego?
-Lilly, długa historia ale nie chcę jej teraz przeszkadzać, El ma dużo pokazów a chłopaki nagrywają płytę. Cholerne nudy.
-No to cienko. Teraz możesz pogadać ze mną. – zaśmiał sie
-A ty, co porabiasz?
-W sumie to tez się nudzę.
-Hym.
-Co?
-Mam pomysł!
-Powinienem się cieszyć?
-Może… Dostałam od swojej siostry dwa bilety na wyścigi gokartowe, może miałbyś ochotę ze mną pójść. Jest 13 w sobotę. Piękny dzień. Lepiej spędzić go na świeżym powietrzu. Co będziesz siedział i się nudził?
-W sumie to prawda.
-To jak?
- No jasne, że z tobą pójdę.
-To super.
-Przyjadę po ciebie za pół godziny.
-To do zobaczenia.
Potem poszliśmy na mini piknik do parku co raczej można było nazwać kolacją. Patrick odwiózł mnie do domu. 
-To był jednak bardzo udany dzień.
-Zgadzam się.
-Mam nadzieję, że wkrótce to powtórzymy.
-Ja jestem za. – zaśmiałam się.
Pożegnaliśmy się i chłopak odjechał. W domu napisałam dość długą notatkę w pamiętniku i poszłam pod prysznic. Leżąc na łóżku myślałam o… Nick?! Dlaczego on. Koniec... koniec okłamywania siebie! Teraz muszę przyznać, że pierwszą miłość nie łatwo jest zapomnieć a po drugie to był mój najlepszy przyjaciel, na równi z Zayn’em. Właśnie… Zayn. Muszę jakoś z nim pogadać… ale po co? Znowu stracę najlepszego przyjaciela?! A może lepiej zapomnieć… zgrzało ci już całkiem mózg! Przespałaś się z z nim! Co z ciebie za przyjaciel?! Muszę zapomnieć o nim… ale nie… tak, muszę… to dla jego dobra! Nie wybaczy sobie tego a ja tym bardziej. Ale ja go kocham… jak przyjaciel przyjaciela… a może to coś większego… w sumie to może być prawdą, gdyby nie to… to co się wydarzyło by się nigdy nie wydarzyło! Czy przyjaźń damsko-męska nie może istnieć?! Dlaczego jakaś strona musi kochać bardziej?! Postanowiłam, że jutro odwiedzę rodziców, przez co nawet nie wiem kiedy ale zasnęłam.  W nocy rozdzwonił się mój telefon…

_______________________
Dziękuje za pozytywne komentarze a jeśli macie
jakieś uwagi możecie je również napisać.
Autorce szablonu bardzo chcę
podziękować za fantastycznie wykonaną pracę. 
Osobiście serdecznie polecam.
Nie podoba mi się ten rozdział,jest taki
oczywisty trochę ale kolejne komentarze mile widziane :D
Ps.Nie miałam pomysłu na scenkę yhm yhm,
więc pozwalam waszej wyobraźni uzupełnić ją sami :P
czytasz=komentujesz

piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 9 ♥


= Przytuliłam chłopaka i chciałam go pocałować w policzek, ale…=

On zwinnie przekręcił głowę, przez co pocałowałam go w usta. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Tym razem to Zayn zatopił się w moich wargach. Odwzajemniłam pocałunek. W tym samym czasie do mojego pokoju weszła Eleanor.
-Rose, tu je…Ym. Przepraszam. Nie chciałam…
Szybko od siebie odskoczyliśmy.
-Um. Coś się stało?
Na moich policzkach ukazała się czerwień, której nie cierpię.
-Przyszła Lilly. Szuka cię.
-Um. Już idę.
Spojrzałam jeszcze w stronę przyjaciela, który tempo wpatrywał się w podłogę i ruszyłam za El.
-Rose! – Krzyknęła Lily
-Cześć kochana!
-Przepraszam za spóźnienie, ale mieliśmy naradę rodzinna.
-W sumie to dopiero wszyscy przyszli.
-No to dobrze. A, więc kochana. Życzę ci spełnienia wszystkich marzeń. Dobrej pracy, mimo ze już jedną masz – zaśmiała się – Prawdziwej miłości, która nie przestanie bić żarem pożądania. Najlepszych przyjaciół, którzy nigdy się od ciebie nie odwrócą. Dużo kasy i życia w luksusie.
Symbolicznie ucałowała mnie w policzki i mocno uścisnęła.
-Dziękuje
-Teraz prezent.
-Oh. Nie trzeba było.
Na słowo prezent przypomniało mi się zdarzenie z Zayn’em. Zrobiło mi się głupio, że całowałam się z najlepszym przyjacielem. Wszystko wymknęło się nam spod kontroli ale to nigdy nie powinno mieć miejsca choć czuje, że gdzieś w głębi mnie tego pragnęliśmy.  Delikatnie otworzyłam nieduże pudełko, w którym zobaczyłam ramkę z naszym wspólnym zdjęciem. Byłam tam ja, Lilly i El w mokrych ubraniach, rozczochranych włosach i bitą śmietana na twarzy.
-Hahahaha. Kiedy ono było zrobione?
-Ym. Jakoś parę dni, gdy poznałam El.
-Um. Aa. To w wesołym miasteczku?
-Tak, tak.
Zaczęłyśmy się śmiać na wspomnienie wygłupów z tamtego dnia. Nawet starałam się zapomnieć o wydarzeniu sprzed kilku minut. Lilly poszła przywitać się albo raczej zapoznać się z resztą a ja przyniosłam swój przepiękny prezent od Erin. A co tam. Trzeba oblać moją jedyną i niepowtarzalną 18-stkę. Cały czas trzymałam w dłoni czarny kielich i wlewałam do niego różnych trunków, nawet z nim tańczyłam. Zayn siedział… ha nawet nie wiem czy w ogóle jeszcze był na imprezie. Czułabym się głupio, gdybym go teraz spotkała. Po jakiś dwóch godzinach od rozpoczęcia, szłam do kuchni po zwykłą szklankę wody. Chciałam chwilę odpocząć od tańca, śpiewania i przekrzykiwania się z ludźmi.  Widziałam, że wszyscy dobrze się bawią. Alkohol zbytnio nie wpływał na uczestników a raczej dobra muzyka. Tańczyli, śpiewali, śmiali się. Nawet Lilly poznała jakiegoś chłopaka. Tobby… chyba. Miły, zabawny i towarzyski. Eleanor go zaprosiła. To jej daleki kuzyn. Cieszę się, że impreza wszystkim się podoba. To zasługa El, która uwielbia organizować takie typu rzeczy.  Z zamyśleń wyrwała mnie jakaś postać siedząca w kuchni. Światła ledwo się jarzyły, co bardzo utrudniało rozpoznanie danej osoby, a po drugie procenty dawały swe znaki. Zapaliłam resztę świateł i zobaczyłam Zayn’a. Siedział przy butelce whisky i sączył je ze szklanki. Podeszłam do lodówki i wyjęłam butelkę chłodnej, wody mineralnej i usiadłam obok chłopaka. Upiłam łyk.
-To się nie powinno wydarzyć.
-Wiem o tym.
-Ale, co się stało to się nie odstanie Zayn. Byłeś, jesteś i na zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Nikt ani nic tego nie zmieni.  
Spojrzał na mnie miną pełną smutku i żalu.
-Tak w ogóle to przypominam Ci, że jesteś na mojej imprezie, którą organizowała El, wiec wypadałoby wrócić ze mną do salonu i bawić się jak reszta.
Dałam mu kuksańca w bok i uśmiechnęłam się. Widziałam w jego oczach jakby wielki kamień spadł mu z serca. Pociągnęłam chłopaka za rękę i po chwili bawiliśmy się w najlepsze. Może później trochę przesadziliśmy z alkoholem, więc koło 3 większość gości wróciła do domu w tym Lilly i Tobby. Liam i Danielle pojechali za parę minut. Patrick tez postanowił już jechać. Był zadowolony, że mógł grać na moich urodzinach. Nawet tańczyliśmy kilka razy wspólnie. Podziękowałam mu serdecznie i pożegnałam się.  Później pojechał Harry, Niall i Louis z El. Podziękowałam dziewczynie za wspaniałą 18-stko parapetówę i pożegnałyśmy się. Zayn został i pomógł mi trochę ogarnąć dom. Otworzyłam okna i zebraliśmy trochę śmieci.
-Ah. To było „BEST PARTY EVER” na serio.
Powiedziałam i kłapnęłam na sofę. Chłopak zrobił to samo. 
-Chyba wypiłem za dużo.
-W sumie to ja też. To w ogóle ty Zayn? Słabo cie widzę.
Zaczęliśmy się śmiać, choć to, co powiedziałam nie było w ogóle śmieszne. Spadłam z sofy i wyładowałam na bardzo miękkim dywanie. Uspokojona podniosłam się z niego i chciałam złapać równowagę, ale tylko upadłam prosto na siedzącego obok Zayn’a. Poczułam gorąco bijące od moich policzków, co świadczyło, że się mocno zarumieniłam już drugi raz podczas tego wieczoru. Chłopak delikatnie przejechał dłonią po mojej twarzy i przyciągną ją. Usiadłam na nim okrakiem i złapałam za jego idealną fryzurę. Chłopak ściągną swoją koszulkę. Oplotłam go swoimi nogami w talii i przenieśliśmy się do mojej sypialni. Jego ręce wędrowały wzdłuż mojego ciała. Nie czekając dłużej nasza pozostała garderoba znalazła się na podłodze. Nie zważając na to, co robimy zatonęliśmy w własnych pragnieniach. Nie czułam w tym momencie żadnego wstydu tylko wielkie pożądanie…

__________________________________________
Zabijcie mnie ale to i tak nie pomoże.
W sumie efekt taki jak chciałam ale chyba przez
to mogę was stracić. Mam nadzieję, ze nie przestaniecie
czytać kolejnych rozdziałów.
Obecny rozdział mi się nie podoba ale zostawiam jak jest.
Ps. czytasz = komentujesz :D



piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 8 ♥


= Co do cholery?! - Krzyknęłam =

-Co za idiota wymyślił te bzdury? - krzykną, Zayn
-Ludzie są jacyś chorzy!
-Będę musiał to prostować w każdym wywiadzie.
-To, że zobaczyli nas jak wyjeżdżamy z waszego domu razem i potem przychodzisz do mnie nie znaczy, że jesteśmy razem. Pewnie nawet nas śledzili i koczowali pod moim domem, że wiedzieli, że nie wróciłeś na noc do domu.
-Ha ha!
Po chwili dostałam telefon od El.
-To prawda?
-A może by tak cześć czy coś w tym stylu?
-Cześć. To prawda?
-Witam cie kochana. Nie wierz nigdy tym żmijom! To nie prawda!
-Ale Zayn nocował u ciebie?
-No i co z tego? Była zła pogoda nie mógł wracać do domu.
-A może był inny powód?
-Rozłączam się. Pa
Zdenerwowana nie na żarty. Jestem jak odbezpieczony dynamit. W każdej chwili mogę wybuchnąć.
-Kto to?
-El. Nawet ona myślała, że to prawda. Jestem zawiedziona.
-No to będzie wykład od chłopaków.
-No, czego się dziwisz? Każda dziewczyna chciałaby być na moim miejscu.
-A ty nie chcesz byś teraz na swoim miejscu?
-Przemilczę to pytanie Zayn.
-Ym. - Zrobił się czerwony - Fakt, to było głupie. Będę się zbierać. Narazie
-Yhym. Pa
Chłopak poszedł a ja skończyłam sprzątanie po "śniadaniu". Byłam zmęczona już tym dniem i rozbolała mnie głowa. Wzięłam gorącą kąpiel i jakiś proszek na ból głowy. Napisałam parę zdań w pamiętniku i położyłam sie spać, bo przecież jutro poniedziałek i trzeba iść do pracy. W sobotę mam urodziny. Może zrobię parapetówko 18-stkę. Obudził mnie budzik o 6.30. Miałam pół godziny żeby się ogarnąć, zjeść śniadanie i dojść do pracy. Nie miałam daleko. Jakieś 800 metrów może 900. Wyrobiłam się na czas i o odpowiedniej godzinie wchodziłam do Nude. Do południa pracowałam i spędzałam czas z Lilly. Opowiadałyśmy sobie o wszystkim a co ważniejsze zostałyśmy dobrymi przyjaciółkami. Myślę, że rozumiemy się nawet bez słów. Opowiedziałam jej o tym, że mój ojciec nie żyje a ja nie zdążyłam go poznać, o tym, że mam najlepszą siostrę na świecie, co również dotyczy mojej mamy, o tym, że mam super ojczyma, który traktuje mnie jak własną córkę, o tym, że mam wspaniałych przyjaciół, którzy należą do One Direction, o tym, że mam drugą najlepszą przyjaciółkę Eleanor. Dziewczynę Louisa. Opowiedziałam jej również o Nicolasie, chociaż nie wiem, czemu. Ja dowiedziałam się, że życie Lilly nie jest tak wspaniałe jak się może wydawać. Jej rodzina również nie jest w komplecie. 2 lata temu straciła swoją 7 letnią siostrę Sonię. Była chora na białaczkę i nie walczyła z chorobą. Parę dni przed przeszczepem, który miał ją uratować zmarła. Ojciec Lilly popadł w alkoholizm, ale teraz jest na odwyku. Jej rodzicielka również bardzo silnie przeżyła śmierć swojej młodszej córki. Lilly cały rok chodziła do psychologa, aby nie zrobić nic głupiego po tak wielkiej stracie. Ona i jej siostra były ze sobą bardzo zżyte. Kolejnym oderwaniem od strasznego wypadku była przeprowadzka do Wielkiej Brytanii z Francji. Tak. Lilly jest Francuzką, ale angielski idzie jej bardzo dobrze. Zapomniałam wspomnieć o najważniejszym. Kate jest jej mamą. Nie wiedziałam o tym, ale powiedziała mi nie dawno. Do tego nie są zbyt podobne do siebie, no może te piękne zielone oczy, ale to i tak trudno się domyślić. Wieczorem spotkałam się z Zayn’em u mnie. Opowiedział, że mają już swojego managera, który bardzo ich pilnuje a do tego sprostował naszą sprawę, więc słuch po niej zaginą. Kolejne dni był podobne. Po pracy spotykałam się El. Czasami chodziłyśmy do chłopaków, czasami siedziałyśmy u mnie czy u niej. Poznałam Paula. To bardzo wyrozumiały facet. Sympatyczny i najwyraźniej trochę nieobeznany, bo myślał, że ja i Zayn jesteśmy parą. Przypomniał sobie o wcześniejszej sprawie z klubem, więc szybko zmienił temat. Tak zleciał cały tydzień. W sobotę postanowiłam urządzić parapetówkę połączoną z moją 18-stką. Podsumowując. Weekend zapowiadał się całkiem nieźle. W piątek po południu zadzwoniłam do Eleanor.
-Hej, El.
-No cześć, Rose.
-Masz jakieś plany na jutro?
-Nie. Czemu pytasz?
-Świetnie się składa, bo robię parapetówę i 18-stkę w jednym.
-Oo. Mogę ci jakoś pomóc?
-No właśnie w tej sprawie dzwonię – zaśmiałam się
-Nie ma sprawy. Przyjadę jutro koło 11.
-Okey. Świetnie. Nie mogę się doczekać.
-Ja też. Do jutra kochana.
-Do jutra.
Po trochę męczącym dniu, wzięłam długą kąpiel, napisałam sporą notatkę i odpłynęłam do Krainy Morfeusza.
W sobotę obudziłam się koło 9. Leniwie wstałam. Ubrałam się w ciemne dżinsy, jasny T-shert, czarne conversy  i zjadłam śniadanie. Niedługo po tym przyjechała El i pomogła mi z organizacją i gośćmi. Zrobiłyśmy u mnie obiad i zjadłyśmy, po czym pojechałyśmy do moich rodziców. Przedstawiłam sobie wszystkich tyle, że Erin i Eleanor już się znały. Odbyły się tam moje mini urodziny. Mały tort, sto lat i prezent od rodziców i siostry. 
-Ja wiem, że od nas masz już prezent, ale muszę wręczyć ci coś jeszcze. 
Powiedziała mama wręczając mi małe pudełeczko.
-Twój ojciec przed śmiercią kazał Ci to przekazać. Był także liścik, że mam dać ci to w dzień twoich 18-stych urodzin. Nie wiem, dlaczego ale tak właśnie robię.
Łzy zebrały mi się do oczu i powili otworzyłam opakowanie. Był tam srebrny sygnet Sił Zbrojnych Armii Brytyjsko Irlandzkiej. Na okrągłym pierścieniu widniał Orzeł symbolizujący wolność i potęgę. Nad Orłem znajdowała się spora korona symbolizująca władzę i siłę. Wychodząca z niej latorośl, która
otaczała znanego ptaka symbolizuje nierozłączną siłę zespołu i jego zgranie. Wzruszyłam się a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza szczęścia.
-Dziękuje - przytuliłam rodzicielkę i ojczyma przy okazji
-Teraz ode mnie.
Odezwała się Erin wręczając mi sporą torebkę na prezenty. W środku znalazłam TO i kopertę. Otworzyłam ją i zobaczyłam podwójny bilet na wyścigi gokartowe.
-Kocham cię i dziękuje za wspaniały prezent. Kieliszek na pewno się dzisiaj przyda. - Zaśmiałyśmy się - będziesz?
-Przepraszam cię, ale nie. Za 20 minut mam autobus, a po za tym wątpię, żebym mogła zostać dłużej niż godzinę - spojrzała na rodziców
-A gdzie to się wyjeżdża na weekend?
-Nie mówiłam ci, bo nie byłam pewna aż do dzisiaj. Wracam we wtorek rano a wybieram się na 3 dniowy kurs informatyczny. – Powiedziała dumnie
-Kurs informatyczny?
Pokiwała głową.
-Buahahahahaha.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
-Ym… No znaczy… Przecież ty go nie potrzebujesz. Informatykę masz w małym palcu.
Wyplątałam się z głupiego śmiechu a stojąca obok mnie El z duszącego w sobie śmiechu mało, się nie popłakała. Pożegnałyśmy się i razem z El wróciłyśmy do mnie.
 -Mój prezent dostaniesz później. – Powiedziała w domu moja przyjaciółka
-Pomożesz mi to wszystko ogarnąć i to będzie mój prezent.  
Uśmiechnęła się tylko i poszła wykonać jeszcze jakieś ostatnie telefony. Za 3 i pół godziny zaczyna się impreza. Znając nas poszłyśmy się już szykować. El nie miała problemu, bo swoje cichu przywiozła jak tylko do mnie przyjechała, ale za to ja nie miałam kompletnie żadnego pomysłu, w co się ubrać. El poszła pod prysznic a ja siedziałam przed garderobą i kombinowałam, w co się ubrać. Kąpiel dziewczyny szybko zleciała a ja nadal nic nie wybrałam.
-Poratuj mnie, proszę
-Co się stało?
-Nie wiem, co mam założyć. Ja idę się umyć a ty znajdź cos dla mnie, Okey ?
-Dobrze.
Gdy wyszłam, ubrania leżały na moim łóżku a El robiła sobie makijaż. Gdy skończyła poszła się ubrać a ja zabrałam się za make-up.
Godzinę przed rozpoczęciem byłyśmy gotowe. Eleanor WYGLĄDAŁA TAK, a ja TAK dumne z efektu końcowego udałyśmy się do salonu. Po chwili usłyszałyśmy dzwonek do drzwi i wparował tam dobrze znany mi, DJ z ekskluzywnego klubu.  Chłopak przywitał się z moją przyjaciółką i podszedł do nie.
-Witam solenizantkę. Patrick – przedstawił się
-Rosalie, ale możesz mówić po prostu Rose.
Zaraz za chłopakiem do salonu został wniesiony jego sprzęt i chłopak powoli się rozgrzewał. Za jakieś pół godziny przyjechało One Direction i Danielle. Przywitałyśmy się z nimi. Od chłopaków dostałam przepiękna, złotą bransoletkę z wygrawerowanymi inicjałami każdego z nich. Dziewczyna Liam'a wręczyła mi dwuosobowy bilet do Spa. Czego najbardziej się nie spodziewałam to… prezent od Eleanor?
-Mówiłam, żebyś nic mi nie kupowała!
-Oj, daj spokój
-Nie przyjmuję
-Ale tego nie da się zwrócić. – Spojrzała zawadiacko na mnie
-Ahh. No trudno. Dziękuję – przyjęłam kopertę
-To jest dwuosobowy bilet do Rio de Janeiro
- Zawsze o tym ma…, Co?! To pewnie dużo kosztowało. Nie mogę…
-Możesz, możesz. – Przytuliła mnie
Po chwili przyjechała reszta gości. Wszystkich serdecznie przywitałam. Odebrałam sporo prezentów aż nie mogłam ich utrzymać.
-Daj. Pomogę ci. – Zaoferował się Zayn
-Dzięki. Z nieba mi spadłeś. Zaraz bym to pewnie wszystko rzuciła na podłogę
Zaśmiałam się i ruszyliśmy do mojego pokoju.  Na miejscu położyłam wszystkie prezenty na etażerce.
-Dzięki. Chodź. Napijemy się czegoś – zaproponowałam
-Ym. Rose?
-Tak?
-Zaczekaj.
Chłopak podszedł do mnie bardzo blisko. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Czułam jego oddech łaskoczący delikatnie moje policzki. Nie byłam pewna, co zrobić. Chciałam się cofnąć, ale Zayn mnie wyprzedził. 
-Odwróć się.
-Co?
-Odwróć się.
Posłusznie wykonałam polecenie chłopaka. Poczułam jego delikatne palce na moim karku. Odgarną moje włosy i zawiesił coś chłodnego na mojej szyi.
-Już.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na wisiorek.
-Żebyś mnie nigdy nie zapomniała, Rose.
-Nie musiałeś. Bransoletka bardzo mi się podobała i pewnie i tak dużo na nią wydaliście.
-To było od nas. A to jest ode mnie.
Spojrzał na złoty naszyjnik ze sporą, 3D literą „Z” wykonaną ze złota i wypełnioną malutkimi diamentami.
-Nigdy o tobie nie zapomnę.
Przytuliłam chłopaka i chciałam go pocałować w policzek, ale…



___________________________________________________________
Tararadamtadam, oto kolejny rozdział !
Na początek chciałam powiadomić moich czytelników,
że główny wątek był wymyślony na samym początku
i bardzo przepraszam jeśli ktoś zawiedzie się na moim opowiadaniu.
Pomimo tego, zapraszam do czytania i komentowania.
Po drugie. Witam w 2013 roku !
Blah, blah, blah (życzenia) i czego sobie życzycie :D
Po trzecie, Proszę o polecanie swoich blogów 
w zakładce SPAM !
Dziękuje za uwagę. Dobranoc =)