wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 39 ♥

Obudził mnie dźwięk kropli deszczu uderzających o parapet. Chciałam jeszcze pospać, przecież była sobota. Niestety nie mogłam już zasnąć. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że na zegarku świeci się godzina 10.23 ziewnęłam przeciągle po czym się przeciągnęłam. Lewa ręka opadła bezwładnie na puste miejsce obok. Podparłam się na łokciach i ze zdziwioną minął szukałam śladów Zayna. Łóżko było nie naruszone z jego strony co oznaczało, że nie spał na łóżku. Może położył się w salonie, ale na etażerce z jego strony leżała kartka, zgięta w pół z moim imieniem. Delikatnie ją otworzyłam a jej zawartość zbuzowała krew w moich żyłach. Zdenerwowana zgięłam kartkę w dłoni i rzuciłam na jej poprzednie miejsce. Zrzuciłam z siebie kołdrę i szybkim krokiem udałam się do łazienki. Szybki prysznic spłukał odrobinę złości i pozwolił się uspokoić. Wytarłam się miękkim ręcznikiem i założyłam bieliznę, białą bokserkę z napisem „Finally weekend!” ” granatowe dresy i bluzę. Na nogi założyłam skarpetki i niskie trampki.  Oczy podkreśliłam czarną kredką a włosy spięłam w luźnego koczka i poszłam do kuchni. Zaczęłam robić śniadanie, gdy po chwili pojawił się obok mnie Christopher pocierając oczka.
-Wyspał się mój książę?
-Tiak.
Wzięłam go na ręce i ucałowałam w główkę na co wesoło się uśmiechnął i wtulił w zagłębienie na mojej szyi. Zabrałam go do łazienki i opłukałam mu twarz wodą po czym ubrałam w szare dresy i zieloną koszulkę. Na stopy założyłam skarpetki i niskie trampki po czym wspólnie poszliśmy dokończyć śniadanie. Po skończeniu pozmywałam naczynia i razem poszliśmy umyć zęby a na koniec podałam mu leki i  inhalator. W salonie włączyłam Christoper’owi telewizor, gdzie akurat leciały poranne bajki a sama zabrałam się za sprzątanie. Wstawiłam pranie i pootwierałam okna, żeby dom się przewietrzył, ale szybko je zamknęłam bo zrobiło się za chłodno. Podlałam trochę kwiatki i zruszyłam im ziemię. Poukładałam książki i zabawki w pokoju Chris’a, zmieniłam mu i nam pościel po czym zabrałam się za wycieranie kurzy i odkurzanie. Kiedy skończyłam była już 13.20 a na dworze już się przejaśniało. Wyciągnęłam pranie i włożyłam je do suszarki po czym poszłam nałożyć granatowe jeansy, miętowy sweterek, czarne workery i  płaszczyk tego samego koloru. Wróciłam do salonu i wzięłam małego, żeby też go przebrać w coś cieplejszego. Wsadziłam portfel do torebki, telefon i zabawkę dla Chris’a.  po czym wyszliśmy. Zakluczyłam dom i wrzuciłam klucze do torby. Skoro pogoda się poprawiła, poszliśmy pieszo. Na początku udaliśmy do sklepu z ubraniami, ponieważ musiałam kupić małemu nowe spodnie.
-Dzień dobry.
-Dzien dobly.
Przywitaliśmy się z młoda sprzedawczynią, która nawet nie podniosła na nas wzroku. Miło. Podeszliśmy do pierwszego stoiska ze spodenkami.
-Które ci się podobają?
-Te.
-Niebieskie? Masz już niebieskie, może inne?
-Te.
-Czerwone? Słońce masz już takie. Zobaczymy jakieś ciemne bo w tych ciemno szarych zrobiłeś dziury na kolankach.
-Nje! Chce… te!
-Oliwkowe… No dobrze, mogą być. Chodź przymierzymy.
Przymierzyliśmy i pasowały. Znalazłam jeszcze miętowy T-shirt z czarnym napisem „I’m the prince of disco. But my dad is the king!” i nie mogłam się powstrzymać aby go kupić. Wybrałam dla siebie jeszcze dwie zwykłe koszule i mogliśmy iść na zakupy spożywcze. Chris pchał wózek, ale i tak musiałam mu pomóc.
-Mamaaa…
-Tak słońce?
-Dzie tata?
-Tata? Tatuś miał dzisiaj coś ważnego do załatwienia i wróci dopiero na kolację.
-Aha…
Chłopczyk spuścił głowę ze smutną miną i ruszył dalej.
-A może pójdziemy do wesołego miasteczka?
-Naprawdę?
-Jasne! Zrobimy zakupy i zaniesiemy je do domu a później pójdziemy do wesołego miasteczka i zjemy obiad na mieście co?
-Dobse!
Krzyknął radośnie, więc szybko zrobiliśmy zakupy i zanieśliśmy je do domu po czym znowu opuściliśmy budynek. Jak zwykle w wesoły miasteczku był tłum ludzi i gwar. Wszędzie biegały roześmiane dzieci i zmartwieni rodzice, którzy nie mogli nad nimi zapanować. Wzięłam synka na ręce, żeby nigdzie nie uciekł.
-To gdzie idziemy na początku?
-Tiam!
-Samochodziki? Chodź, kupimy bilety.
Spędziliśmy tam niecałe dwie godziny aż zmęczeni udaliśmy się do restauracji na obiad. Usiedliśmy przy stoliku obok okna a po chwili przyszedł kelner.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
-Co podać?
-Um, może sałatkę śródziemnomorską, szklankę wody i… Co dla ciebie skarbie?
-Lody!
-To później, trzeba coś zjeść.
-Nje!
-A więc niech będą warzywa gotowane na parze z filetem z kurczaka i szklanka soku pomarańczowego.
-Dobrze.
Po 10 minutach nasze zamówienie było gotowe i zabraliśmy się do jedzenia.
-Synku musisz coś jeść.
-Nje.
-Dlaczego?
-Bo nje.
Po kilkunastu minutach namawiania Christophera do jedzenia aż mi samej się odechciało jeść. Nie rozumiem co to za dziecko, przecież nikt w naszej rodzinie nie miał problemów z jedzeniem. W sumie to nie wiem jak w rodzinie Zayna… Właśnie… Chris chyba nie widział się jeszcze z rodziną Zayna. Dlaczego? Przecież… Muszę z nim o tym porozmawiać. Dobra, spróbuje inaczej.
-Tyle dzieci na świecie umiera z głodu a ty wybredzasz takimi pysznościami.
-Tludno.
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Czy on ma zamiar się zagłodzić?!
-Wujek Niall będzie smutny…
-Dlaczego?
-Bo nie chcesz nic jeść. Jak się dowie to pewnie będzie płakał…
-O nje, wujek Niall… Nje powies mu!
-Powiem.
-Nje!
-Dlaczego nie chcesz jeść? Zobacz jakie pyszności. Wujek zjadłby to za jednym zamachem.
-Tiak?
-Oczywiście. A wiesz ile będziesz miał po tym siły? Ojojoj aż strach pomyśleć, może to i dobrze, ze nie chcesz tego zjeść. Daj, lepiej ja to zjem.
-Nje! Ja!
-Oj lepiej nie, uwierz mi…
-Nje! Ja i konjec!
-Jak chcesz.
No nareszcie mały zabrał się do jedzenia. Można powiedzieć aż mu się uszy trzęsły. Zaśmiałam się w myślach i zjadłam swoja sałatkę. Kiedy spojrzałam na synka siedział przed pustym talerzem.
-No widzisz, i jak dobre było?
-Pysne!
-To co zamawiamy lody?
-Tiak!
-Jakie chcesz?
-Cekoladowe i balonowe!
-Dobrze. Za to, że tak pięknie jadłeś zamówimy lody.
-Tiak!
Porosiłam kelnera i zamówiłam lody jakie chciał Chris a także waniliowe dla mnie. Kiedy dostaliśmy zamówienie zaczęliśmy zajadać się lodami a później je sobie podjadać. Mały zaczął się głośno śmiać a ludzie w restauracji patrzyli na nas jak na nie wiadomo co. Za oknem przechodziła starsza kobieta a gdy zobaczyła nasze wygłupy z lodami szeroko się uśmiechnęła w naszą stronę i poszła dalej. Zmęczeni całym dniem wróciliśmy do domu, wzięliśmy koc i wygodnie usadziliśmy się na kanapie oglądając „Gdzie jest Nemo?”. Jakąś godzinę później Chris usnął a ja usłyszałam otwarcie drzwi wejściowych. W progu salonu stanął Zayn, który chciał cos powiedzieć, ale kiedy zobaczył śpiącego synka kiwnął głową abym poszła za nim. Powoli wstałam i wyłączyłam telewizor po czym ruszyłam do kuchni, gdzie udał się chłopak.
-Cześć kochanie.
-Hej.
Chłopak chciał mnie pocałować, ale zrobiłam unik podchodząc do lodówki.
-Chcesz do picia?
-Nie, dziękuje.
Nalałam sobie soku do szklanki i wypiłam duszkiem. Wzrok Zayn’a wywiercał mi dziurę w brzuchu przez co czułam się skrępowana?
-Więc? Po co miałam tu przyjść?
-Jesteś zła?
-A na jaką wyglądam?
-Zła… Słuchaj…
-Kolejna wymówka?
-Nie chcę się z tobą kłócić, ale nie mogę Ci powiedzieć o co chodzi…
-Mamy teraz tajemnice przed sobą?
-Tak. Znaczy nie. Ugh. To ma być niespodzianka.
-Nie lubię niespodzianek.
-Możesz zaraz wszystkiego nie przekreślać?
-A czy ja przekreślam? Ja… ja po prostu się martwię bo znowu zniknąłeś na prawie cały dzień… Nie podoba mi się to…
-Ej, wszystko jest w jak najlepszym porządku i już jutro dowiesz się o co chodzi.
Chłopak podszedł do mnie zamykając przestrzeń między nami i położył dłonie na moich biodrach. Chciałam dalej mieć surowy wyraz twarzy, ale jego uśmiech od ucha do ucha mi na to nie pozwalał.
-Ugh, jesteś niemożliwy!
Zaśmiałam się i zachłannie pocałowałam. Nie umiem się długo gniewać szczególnie, gdy chce zrobić niespodziankę.
-No widzisz to znaczy mieć urok osobisty.
Odwzajemnił się tym samym, ale po chwili ścisnął mocniej moje biodra i spojrzał w moje oczy z lekkim oburzeniem.
-Schudłaś?!
-Jesteś zły?
-Byłaś i tak chuda a teraz znowu chudniesz… Może jesteś chora? O mój Boże! Powiedz! Jesteś na coś chora? Boli Cię coś?
-Uspokój się! Nic mi nie jest! Po prostu… po prostu jestem gruba…
-Oszalałaś? Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką widziałem w swoim całym życiu! Nie mów mi tutaj takich bzdur, że niby jesteś gruba!
-Ale to prawda!
Zayn szybko podciągnął moja bluzkę odsłaniając brzuch i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Nie był płaski… był prawie już wklęśnięty… Chłopak pobladł i kucnął przede mną po czym przejechał palcem po odkrytej części ciała. Jego oczy były zaszklone kiedy spojrzał na mnie.
-Proszę… Przestań się odchudzać bo nie masz już z czego…
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc tylko zakryłam brzuch i podeszłam znowu do lodówki wyjmując sok. Nagle, jakby spod ziemi, przede mną stanął Zayn i wyrwał mi napój z ręki.
-Obiecaj.
-Co?
-Obiecaj, że przestaniesz się odchudzać.
-Nie mogę…
-Obiecaj.
-Nie.
-Obiecaj!
W jego oczach nie było oburzenia. Był wściekły. Jego szczęka mocno się zacisnęła przez co jego twarz nabrała agresywnego wyglądu. Jego źrenice się powiększyły a tęczówki ściemniały. Pierwszy raz go takiego widziałam.
-Obiecaj.
Wysyczał prawie że przez zęby.
-Obiecuję.
Chłopak odetchnął z ulgą i nalał soku do szklanki po czym mi go podał. Chciałam coś powiedzieć, ale w kuchni pojawił się Christopher.
-Tata!
-Cześć synku!
Mały podbiegł i wskoczył mu na ręce. Z wielkim uśmiechem malec objął ojca za szyję i wtulił się w niego. Zayn spojrzał jeszcze w moim kierunku, ale już ze smutną minął. Nie rozumiem go wcale.
-To co zjemy na kolację hym?
-Nalesniki!
-Naleśniki? A może zapiekankę makaronową?
-Z kulcakiem?
-I z warzywami.
-Tiak!
-No to chodź, trzeba wszystko przygotować.
-Mama.
-Ja tez mam wam pomóc?
-Tiak!
Razem zaczęliśmy przygotowania. Ja zabrałam się za gotowanie makaronu a chłopcy za marynatę do piersi z kurczaka. Kiedy mięso było gotowe, usmażyłam je i ugotowałam warzywa w czasie, gdy Chris pomagał tacie z sosem. Kiedy wszystko było gotowe przełożyliśmy to do naczynia żaroodpornego ido piekarnika. 20 minut później zasiedliśmy do stołu.
-Um, jutro chłopaki zabierają małego do siebie po południu na noc.
-Po co?
-To w ramach mojej niespodzianki.
-Wujek Niall!
Krzyknął Chris, ale zaraz poprawił go Zayn.
-Wujek Niall, wujek Lou, wujek Li i wujek Harry.
-Um, Zayn?
-Tak?
-Czemu twoja rodzina nigdy nie chciała widzieć małego…?
-W naszej religii nieślubne dziecko jest jakby… przekleństwem… Dlatego nie tolerują Christophera…
Spuściłam głowę i zajęłam się kolacją bo kompletnie nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.


_______________________________________
Nareszcie kolejny! 
Kurcze długi wyszedł, chyba nie jesteście zanudzeni?
Także w następnym będzie ohohohomomom
Od razu mówię, że nwm kiedy dodam, ale
z tym i tak się śpieszyłam bo nie chce
żebyście tyle czekali. 
W tym tygodniu może już postaram
się nadrobić zaległe opowiadania bo
będą (oby) trochę luzy w szkole ;P
Ps. Zapraszam do zakładki bohaterowie,
ponieważ dokonałam małych zmian xD

CZYTSZA = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ;D

Suchar dnia:
Nauczyciel: Ostatnia ławka, za drzwi!
Uczeń: Dobra, Marek wynosimy.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 38 ♥


Nie byłam smutna ani zła, po prostu… zawiedziona. W mojej głowie przedstawiały się obrazy idealnej rodziny a on wykręca taki numer. Widocznie rola ojca go przerasta, ale nie tylko on jest młodym rodzicem. Ja nie miałam innego wyboru jak szybko dorośleć i się usamodzielnić. Nareszcie zaparkowałam przed przedszkolem i wysiadłam z samochodu. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jestem wcześniej niż zwykle, więc zamknęłam pojazd i ruszyłam do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem a Grace, dyrektorka i sekretarka w jednym, wyjrzała zza lady i guzikiem zezwoliła mi na wejście.
-Dzień dobry panno McLaughter.
-Witam. Zajęcia jeszcze trwają?
-Tak, jeszcze jakieś kilka minut.
-Dobrze to ja zaczekam.
-Oczywiście. Jak tam w pracy?
-Um, dobrze, dziękuję.
Kobieta średniego wieku uśmiechnęła się a wokół jej zielonych oczu pojawiły się lekkie zmarszczki.
-Christopher to naprawdę cudowne dziecko. Grzeczne, posłuszne i bardzo towarzyskie.
-Miło mi to słyszeć.
-Jestem  dumna z takich wychowanków a czasy się zmieniają i dzieci zaczynają być bardziej niegrzeczne.
Niezbyt interesowała mnie taka rozmowa, ale nie chce być nie uprzejma, więc lepiej będę to kontynuować.
-Chris to idealne pierwsze dziecko, myślałam, że będzie o wiele gorzej z jego wychowaniem. Jedyny problem to nie chęć do jedzenia. Próbowałam już chyba wszystkiego.
-Każdy malec przechodzi różne, że tak powiem, nie chcianki. Mój synek nie cierpiał się myć a córeczka nienawidziła chodzenia w sukienkach czy spódnicach. Z czasem z tego wyrośli, więc i Christopher z tego wyrośnie.
-Um, mam nadzieję.
Po chwili drzwi sali się otworzyły i wyszła z nich opiekunka.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
-Mogę zabrać już Christophera?
-Oczywiście, zaraz go zawołam.
Młoda kobieta wróciła do miejsca z jakiego wyszła a po chwili przyprowadziła Chrisa.
-Mama!
-Cześć skarbie!
Mały wskoczył mi na ręce i mocno się przytulił.
-Byłeś grzeczny?
-Tiak!
Wykrzyknął entuzjastycznie i zaczął bawić się moim naszyjnikiem.
-No dobrze a teraz powiedz ładnie do widzenia i jedziemy do domku.
-Do widzenia!
Pomachał małą rączką.
-Do widzenia.
-Do widzenia panno McLaughter. Do widzenia Chris.
Po kilkunastu minutach byliśmy w domu. Ostatnie sierpniowe upały dawał o sobie znać, więc wpadłam na wspaniały pomysł.
-Kochanie może pojedziemy na plażę?
-Plaza?
-Tak, zjemy sobie obiad na plaży.
-Tiak!
-Będziesz się kąpać w oceanie?
-Tiak! Ty tes!
-Ja też mam się kąpać z tobą?
-Tiak!
-No to chodź, trzeba założyć strój kąpielowy i przebrać się.
Wzięłam małego na ręce i zaniosłam do jego pokoju, gdzie nałożyłam mu kąpielówki i ubrałam w krótkie czerwone spodenki i białą koszulkę. Nałożyłam jeszcze sandałki na nóżki.
-Masz tutaj torbę i powrzucaj zabawki jakimi będziemy się bawić.
-Dobse.
-Ja idę założyć swój strój kąpielowy.
Udałam się do swojego pokoju i wzięłam lekki prysznic po czym nałożyłam błękitne, dwuczęściowe bikini i poprzednią białą sukienkę w kwiaty. Kiedy byłam gotowa poszłam do kuchni i spakowałam trochę jedzenia w koszyk, który później postawiłam przy drzwiach. Koc i dwa ręczniki wylądowały obok. Zaraz przyszedł Chris z spakowaną torbą i mogliśmy zanieść wszystko do samochodu. Na szczęście nie mieliśmy aż tak daleko, więc podróż minęła szybko ze śpiewem piosenek, które leciały w radio. Zaparkowałam na parkingu i zabrałam nasze rzeczy z bagażnika. Plaża była prawie pusta. Chodziło po niej kilkoro ludzi a w wodzie bawiły się dzieci. Mój synek zaśmiał się ochoczo i zeszliśmy betonowymi schodkami z klifu. Prawie przy samym brzegu rozłożyliśmy koc i popędziliśmy do wody. Mały skakał, piszczał i śmiał się w niebogłosy. Wyglądał na strasznie szczęśliwego przez co ja mogłam zapomnieć o głupim incydencie z Zayn’em. Po jakiejś godzinie szalenia w wodzie i bawienia się na pisaku, w końcu usiedliśmy na kocu. Mały telepał się z zimna, więc szczelnie okryłam go ręcznikiem i usadziłam sobie pomiędzy nogami przez co mógł oprzeć się o moją klatkę piersiową. Kiedy zjedliśmy, ułożyliśmy się wygodnie na kocu i leżeliśmy. Nie minęło pół godziny błogiego spokoju, gdy nagle mój telefon się rozdzwonił.
-Halo?
-Cześć kochanie.
-Cześć mamuś.
-Co tam u was?
-Jestem z Chrisem na plaży i odpoczywamy.
-Ooo. Daj go do telefonu jak możesz.
-Oczywiście.
-Słońce, babcia dzwoni chcesz porozmawiać?
-Tiak!
Ochoczo wziął komórkę i rozmawiali przez parę minut aż mały oddał mi telefon.
-A właśnie mamuś. Zapraszam na urodziny Chrisa, które będą w przyszły piątek.
-Ooo, to już za tydzień, świetnie.
-Jak będziesz rozmawiać z Erin to przekaż jej zaproszenie.
-Oczywiście.
-A co tam u was?
-Mamusiu?
Przerwał nam Chris i spojrzał na mnie z miną małego kociaka.
-Tak skarbie?
-Mogę iść się pobawić w piasku?
-Możesz oczywiście, tylko nie wchodź do wody.
-Dobse.
-No u nas dobrze, trochę pogoda nam się popsuła. Mamy wolne już od tego weekendu.
 -Ooo, to świetnie. Na ile?
-Ja mam trzy tygodnie a tata dwa.
-No to fajnie.
-Gdzie jest Zayn?
-Um, jest… jest na próbie. Wiesz jak to zespół…
Zaśmiałam się lekko zasmucona, że właśnie okłamałam swoją mamę, ale gdyby znała prawdę to by się zdenerwowała, albo zaczęła niepotrzebnie martwić.
-Rozumiem. Co planujesz kupić małemu?
Szybka zmiana tematu? Chyba wie, że coś jest nie tak.
-Um, no w sumie się jeszcze nie zastanawiałam.
-No ja już mam dylemat.
Zaśmiała się, ale mi jednak nie było do śmiechu.
-No dobrze, będę już kończyć bo czas wracać do domu.
-Dobrze kochane. Całuję was mocno i czekam z niecierpliwością na piątek. Pewnie i tak przyjedziemy wcześniej, może we wtorek albo srodę.
-Ooo, byłoby fajnie tylko gdzie my się pomieścimy?
-No tak, zapomniałam, że Zayn z tobą mieszka a i tak masz małe mieszkanie.
-No nic nie martw się, na pewno coś wymyślimy. Erin może spać ze swoim siostrzeńcem, przecież Chris ma spore łóżko.
-Nie ma co się martwić na zapas. Pogadamy jak przyjedziemy. Trzymajcie się. Buśka pa.
-No wy też. Pozdrów tatę! A i zadzwoń jak będziecie wyjeżdżać!
-Oczywiście.
-Kocham was. Paa!
Kiedy się rozłączyłyśmy poszłam do synka i razem zrobiliśmy ładny zamek z piasku. Kiedy Chris zaczął przecierać oczka postanowiłam wrócić do domu. Pozbierałam nasze wszystkie rzeczy i udaliśmy się do samochodu. Podczas jazdy mały zasnął więc kiedy byliśmy na miejscu na początku zabrałam wszystko z bagażnika i podeszłam do drzwi, które o dziwo były otwarte.
-Rose?
Usłyszałam męski głos dochodzący z kuchni. Zayn.
-Nie, to tylko włamywacz.
Chłopak zaraz do mnie przybiegł i spojrzał dziwnym wzrokiem.
-Gdzie Chris?
-W samochodzie, śpi.
-To ja pójdę po niego.
-Jak chcesz.
Zayn poszedł po synka i położył go wygodnie na kanapie a ja w tym czasie ogarnęłam wszystkie rzeczy, które przyniosłam.
-Jesteś zła?
-Nie.
-Przecież widzę.
-Nie jestem zła tylko smutna.
Chłopak objął mnie w pasie i spojrzał w moje oczy.
-Planuję niespodziankę, więc nie powiem Ci gdzie byłem ani co robiłem.
-Mogłeś mnie uprzedzić.
-Przepraszam, myślałem nad tym zbyt długo a jak się już namyśliłem to…
-Nie ważne. Jestem trochę zmęczona bo wiesz… miałam cudowne popołudnie z Chris’em.
-Co robiliście?
-Zamki z piasku.
Wyplątałam się z jego uścisku i wyminęłam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Denne to jego wytłumaczenie, myślałam, że wymyśli coś lepszego. Phi, niespodzianka, też mi coś. Zdążyłam wziąć prysznic jak Christopher się obudził, więc szybko nałożyłam bieliznę i luźną koszulkę po czym poszłam zrobić mu kolację.
-Misiu już wstałeś?
-Tiak.
Wzięłam małego na ręce a on przeciągle ziewnął i wtulił się w zagłębienie na mojej szyi.
-Zjesz coś?
-Nje.
-A może jednak?
-Tata zrobił naleśniki!
Krzyknął Zayn i przyszedł do salonu ubrany w fartuszek a na włosach miał odrobinki mąki. Chris zaśmiał się i prawie, że zeskoczył do niego.
-Tata! Dzie byłeees?
-Za górami, za lasami w małym domku pod drzewami…
Zaśmiali się oboje. Myśli, że kolacją mnie przekupi czy już zeszliśmy z tematu „zapomniał o naszej umowie i udawał, że coś załatwia” i po prostu robi kolację dla synka? Mężczyźni. Zawsze trudno ich rozgryźć.
-To co, chcesz naleśnika?
-Nje.
-Jak nie zjesz to tata będzie smutny.
Chłopak zrobił smutną minę a malec spojrzał na mnie i znowu na tatę i szeroko się uśmiechnął.
-Dobse, ale nie smuć się jus.
Zayn ucałował go w czubek głowy i razem poszli do kuchni. Krzyknęłam, żeby go później wykąpał i ułożył do snu a sama wróciłam do pokoju. Założyłam krótkie spodenki i rozczesałam włosy po czym usiadłam na łóżku. Na zegarku była 19.37 co oznaczało, że na spanie jest zbyt wcześnie. Kiedy w swoich nozdrzach poczułam zapach naleśników od razu mnie zemdliło. Powstrzymałam chęć zwymiotowania, wstałam i podeszłam do półki z książkami. Tytuł „Na zawsze martwy” rzucił mi się w oczy. Harris Charlaine to jedna z moich ulubionych pisarek opowieści fantasy. Uśmiechnęłam się na wspomnienie okoliczności kiedy ją dostałam.

~~
-Rosalie! Rose!
-Co?
-O, tutaj jesteś.
-Siedzę tu już prawie godzinę bo taka była umowa.
-Przepraszam skarbie, znow…
-Oszczędź sobie tego.
-Nie dałaś mi dokończyć.
-I co z tego?
-No chodź nie gniewaj się.
-Nigdzie nie idę.
-Proszę.
-Twoja praca była zawsze najważniejsza, więc niech tak zostanie. W sumie to nawet nie wiem po co tyle czekałam…
-Przecież są twoje urodziny, miałaś wybrać sobie prezent.
-Nie mam ochoty już na to, chce do domu.
-Rose…
-Nie mamo, była umowa. Spóźniłaś się, więc nici  tego. Idę do domu. Narka.
-Rosalie! Rosalie!
-NIE!
Przyspieszyłam tępo kroków, aż w końcu zaczęłam biec. Zdyszana zatrzymałam się przed budynkiem. W środku jak zwykle pusto. Ojciec w pracy, Erin u koleżanki, mama… wrr teraz to nie obchodzi mnie gdzie jest. Beznadziejne urodziny. Z resztą czy kiedykolwiek były udane? Zawsze coś musiało wypaść. Przesiedziałam dobrą godzinę przed TV kiedy usłyszałam, że ktoś przyszedł. Może to złodziej? Proszę, weź mnie! Weź mnie!
-Rose…?
-Abonent jest poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon. Spróbuj zadzwonić później. Tit, tit, tit, tit….
-Nie wygłupiaj się, proszę. Zobacz co dla ciebie mam.
-Jeśli to znowu żelki to wiedź, ze niestety nie mam na nie ochoty.
-Jeśli nie chcesz zobaczyć prezentu urodzinowego to nie… Twój wybór.
Będę twarda. Będę twarda. Nie pójdę.
-Co to?
Podskoczyłam w miejscu i zerwałam się na równe nogi by po chwili stać przy swojej rodzicielce.
-Sama zobacz.
Podała nieduży pakunek. Zerwałam z niego papier upominkowy i dostałam się do środka.
-Książka!
-Książka. Ta co się do niej śliniłaś.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko kiedy zawisłam na jej szyi, całując delikatny policzek.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Kocham Cię mamuś.
-Ja Ciebie też skarbie i przepraszam.
-Za co?
-Że się spóźniłam.
-Spóźniłaś się? Kiedy?
Zaczęłyśmy się śmiać w niebo głosy a później poszłyśmy na gorącą czekoladę do kawiarni.
~~

-Kocham Cię mamuś.
Wyszeptałam do siebie i usiadłam z książką na łóżku. Powoli i bardzo delikatnie otworzyłam pierwszą stronę i zaczęłam się w niej zagłębiać. Mimo iż czytałam ją już tyle razy, nadal odkrywam w niej wcześniej nie zauważone wątki.


_________________________________________
Heeyo, kochani! 
Jak widać wróciłam. Od razu mówię, że
nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. 
Zrobiło mi się smutno, że musicie tyle czekać a
to może przecież wpłynąć na was.
Co jeśli odechce się wam czytania tego...?
Strach pomyśleć...
Także tego, jest rozdział i na drugim opowiadaniu, 
więc serdecznie zapraszam.
Pozdrawiam was :*****

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D