czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 49 ♥

WAŻNE! PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!

Przebudziło mnie delikatne głaskanie ramienia. Duża i silna dłoń w sposób najczulszy gładziła moją skórę. Przeszyły mnie przyjemne dreszcze, które w tajemniczy sposób zdradziły sprawcę. Uśmiechnęłam się szeroko, ale niestety myśli od razu popędziły do momentu rozstania. Przypominając sobie, że dzisiaj wyjeżdżają w trasę szybko odwróciłam się w stronę męża i mocno wtuliłam w jego umięśniony tors.
-Która godzina?
-6.17
-A o której ma być Paul?
-Jakoś po 8.
-Nie mogłeś spać, prawda.
-Taa.
-Zjadłabym gofry, co powiesz na gofry?
Delikatnie podniosłam się na łóżku z zamiarem wstania i przyrządzenia wcześniej wymienionego dania.
-Kochanie…
-Tak?
-A możemy zostać tutaj jeszcze trochę.
Zatopiłam się w ustach Zayna aby ponownie wtulić się w jego opiekuńcze ramiona. Zwinne dłonie chłopaka  gładziły moje plecy, zostawiając po sobie przyjemne uczucie. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, niestety nic nie jest wieczne. Im więcej smutnych chwil doświadcza człowiek, tym bardziej zdaje sobie sprawę z ulotności życia. Zawsze zamartwiamy się tym co nieistotne zamiast cieszyć się każdą chwilą i czerpać z niej jak najwięcej. Niestety tacy już jesteśmy, goniąc za szczęściem tak naprawdę robimy wszystko aby uszczęśliwić innych, zapominając o sobie. Dopiero kiedy staliśmy przy drzwiach, wtuleni w siebie i zachłannie napawaliśmy się swoja bliskością, dotarło do nas, że czeka nas okropnie długie rozstanie. Wcześniej byliśmy przybici, ale teraz to uczucie jest nie do opisania. Zbyt dużo czasu zajęło nam przywracanie wspólnego zaufania, śmierć rodziców i ślub. Teraz kiedy potrzebuję go najbardziej on musi jechać. Zrozumiałe to jest, to jego praca. Czemu tylko aż tak długo… Staliśmy wtuleni w siebie, a oczy przepełnione miłością i smutkiem ukrywaliśmy pod zamkniętymi powiekami.
-Nie płacz.
-To ty nie płacz.
-Zleci szybko.
-Taaak.
-Muszę już iść.
-Wiem.
-…
-Przepraszam. Nie mogę cię puścić.
-Wrócę.
-Nie masz innego wyboru.
-Nie chcę mieć innego wyboru, mam was.
-Mały śpi, pójdę go obudzić.
-Niee…
-Nie?
-Pożegnam się z nim na górze.
Odprowadziłam męża wzrokiem, a sama wyszłam na dwór, kiedy usłyszałam dźwięk zatrzymującego się pod domem samochodu. Po chwili z pojazdu wysiadł Paul, przywitał się i zabrał walizki do vana. Chwilę później wyskoczył Niall.
-Cześć Rose!
-Heej blondasie.
Chłopak zatrzymał się, założył ręce w geście obrazy po czym spojrzał na mnie przymrużonymi oczami i wydętymi ustami. Był to dość komiczny jak i niespotykany wygląd.
-Blondasie? Co to za przywitanie?
-Heej blond przystojniaku!
-Znacznie lepiej!
Niall głośno się zaśmiał i szybkim krokiem do mnie podszedł po czym mocno uściskał.
-Przeprosiny za chłopaków, którzy są zbyt zaspani by myśleć racjonalnie.
-Zbyt zaspani? Nawet Liam?
-Harry za bardzo zabalował na imprezie. Lou całą noc gadał z El a Liam stęsknił się za Danielle i prawie całą noc spędzili na skypie.
-Hoho, no ale ty w pełni się jesteś.
-Położyłem się wcześnie, a rano zjadłem obfite śniadanie po czym zrobiłem sobie krótką drzemkę. Teraz jestem jak nowo narodzony.
Blondyn uśmiechnął się ukazując idealnie proste zęby. Jednak, kiedy zobaczył moją zamyśloną twarz ponownie mnie przytulił. Delikatnie pogładził po plecach, dodając otuchy.
-Nie rozstajecie się na zawsze. Nim się obejrzysz wpadniesz w wir życia i 5 miesięcy minie bardzo szybko.
-Wzięłam głęboki oddech i ze świstem wypuściłam powietrze. Lekko pocałowałam chłopaka w policzek i szeroko się uśmiechnęłam.
-Dziękuję Niall.
-Blond przystojniak zawsze do usług.
Horan podszedł do samochodu po czym pomachał na pożegnanie i zniknął za czarnymi drzwiami vana. Zayn stanął po chwili za mną i po raz ostatni, na te długie 5 miesięcy, złączyliśmy się w namiętnym pocałunku.
-Pożegnałeś się z małym?
-Taak, śpi dalej. Za bardzo był zaspany, żeby nim to wstrząsnęło. To już duży chłopak, zrozumie.
Kilka minut później Zayn stanął przy samochodzie, pomachał do mnie i spojrzał w stronę okna od pokoju Christophera. Uśmiechnął się szeroko i pomachał w tamtym kierunku. Ostatni raz spojrzał na mnie i zniknął za drzwiami samochodu tak jak wcześniej jego przyjaciel. Czekają nas trudne miesiące. Weszłam do domu i od razu poczułam zapach intensywnych perfum męża. Nutka tęsknoty zakręciła się pod powiekami, ale tłumacząc sobie, że nie mogę pokazywać po sobie smutku ruszyłam do kuchni.
-Alfredzie mogę prosi o mocną kawę z mlekiem?
-Oczywiście.
-Dziękuję.
Alfred Honch. Nasz kamerdyner w nowym domu. Ma swój własny pokój, który jest… W sumie to nie wiem jaki jest bo jeszcze tam nie byłam. Wiem tylko gdzie jest i, że ma własną łazienkę. Starszy mężczyzna o siwych włosach i bardzo miłym wyrazie twarzy. Ubrany jak każdy kamerdyner w idealnie odprasowanym smoking i białe rękawiczki. Jego charakterystyczna cecha wyglądu to monokl założony na prawe oko, który dodaje mu dostojności. Co prawda nie wiem czy można mu zaufać dostateczne aby powierzyć zajmowanie się sobą i dzieckiem, ale skoro zależało mu na tym aby tutaj zostać musi wiązać z tym miejscem jakiś sentyment. Usiadłam wygonie na wysokim stołku przy blacie i uważnie przyglądałam się pracy Alfreda. Jest po 8 czyli Chris niedługo się obudzi, zazwyczaj wstaje koło 9-10 w soboty. Kiedy się ogarniemy może pójdziemy do parku i na jakieś zakupy. W nowym domu jest nie dużo jedzenia, więc trzeba uzupełnić zapasy.
-Mama!
-Cześć kochanie, już się wyspałeś?
-Tak.
-Głody? Co chcesz na śniadanie?
-Nie chce!
-Chris nie zaczynaj znowu, proszę zjedz coś.
-Nie.
-Młodzieńcze słuchaj się mamy, śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia. Jeśli nie będziesz jadł porządnego śniadania nigdy nie urośniesz i nie będziesz miał na nic siły.
-No dobrze.
Ucałowałam synka w główkę i posadziłam na stołku obok siebie.
-Kawa dla Pani.
-Dziękuję.
-Młodzieńcze co chciałbyś zjeść na śniadanie?
-Jajo!
Alfred zmarszczył czoło w znaku kompletnej bezradności kiedy usłyszał zamówienie synka. Cicho zaśmiałam się z tej sytuacji.
-Miał na myśli jajko gotowane na twardo.
-Aa, teraz rozumiem. A co powiesz na omlet z szynką i warzywami?
Tym razem to mały spojrzał na mężczyznę z niesmakiem przez te warzywa. Niejadek jak sama nazwa wskazuje nie przepada za jedzeniem. Warzywa i owoce to zabójstwo, ale raz na jakiś czas się skusi.
-No to chodź, pomożesz mi zrobić. To będzie danie przygotowane przez ciebie, więc będzie lepiej smakowało.
Chris podskoczył z miejsca i z uśmiechem zabrał się do pomocy. Nie ważne czy miesza jajko w misce i cały się przy tym pozalewa, czy wrzuca warzywa do garnka, żeby się uparowały i po drodze wypadają mu z małych raczek. Najważniejsze, że to wszystko sprawia mu tyle radości, że sama mogę się nią napawać. Nie wiem jakim cudem Alfred tak dobrze radzi sobie z moim urwisem, ale coraz bardziej mi się to podoba. Kiedy ja w spokoju piłam swoją kawę, Christopher zajadał się swoim omletem. To cud widzieć go z jakim apetytem je te wszystkie marchewki, kalafior, pomidory, ogórki, brokuły, bakłażana i paprykę. Po skończeniu poszliśmy wyszorować zęby a przypominało to poranną zieloną noc. Wszędzie pasta. Dla mnie to codzienność, ale kiedy Alfred wszedł do środka, żeby posprzątać o mały włos a dostałby zawału. Jego mina, bezcenne. Po „zabawie” czas na ubranie się. Mały zaczyna ubierać się sam, więc naszykowałam mu tylko szare dżinsy, czarny T-shirt z głową myszki Miki i czarno-czerwono-białe adidasy. Sama poszłam założyć asymetryczną brązowa sukienkę z dłuższym tyłem, bez rękawów, z gumką w pasie i małym wycięciem na plecach. Do tego lakierowane czarne szpilki na platformie z czerwoną podeszwą i czarna torebka. Kiedy byliśmy gotowi, powiadomiliśmy o tym Alfi’ego i wsiedliśmy do czerwonego Nissana Juke. Zayn powiedział, że jeśli będę nim jeździć to przestanie się o nas tak bardzo martwić. Nasze poprzednie auta zostały sprzedane, został mi ten Juke i czarne Maserati GranTurismo, ale to nie jest auto do wożenia dzieci. Zadowoleni, że w końcu się wybraliśmy pojechaliśmy do supermarketu. Ja wzięłam duży wózek a Chris, mniejszy dla dzieci. Powoli i z rozwagą wybieraliśmy produkty. W moim była zdrowa żywność a w wózku synka same słodycze. Jedynie co mogłam zrobić to śmiać się z jego miny na widok tylu rodzajów słodyczy. Kiedy człowiek jest czymś zajęty nie myśli wcale o smutkach. Tak szybko jak przyszło rozstanie, tak szybko i nadejdzie powrót. Niestety bycie żoną i matką dziecka celebryty człowiek musi borykać się z kosztami takiego życia. Co kilka kroków zatrzymali nas ludzie aby prosić o zdjęcia i autograf. Christopher czół się jak ryba w wodzie przy blasku milionów fleszy, co mnie zdziwiło bo zawsze się za mną chował. Skończyliśmy zakupy i pojechaliśmy do parku. Usiadłam na ławce i przyglądałam się zabawie małego. Czarne okulary dobrze mnie maskowały a dodatkowym plusem było miejsce pod drzewem. Schowana za książką pt. „Nie mam nastroju na miłość” autorstwa Janelle Brown mogę odetchnąć od krzyków rozbieganych dzieci. Co kilka minut jednak sprawdzam co robi mój synek. Kiedy na zegarku wybiła godzina 15 zaczęliśmy się zbierać do domu na obiad. Wzięłam Chrisa za rączkę i spacerem szliśmy w stronę samochodu. Zobaczyliśmy niewielkie zamieszanie obok chodnika, więc podeszliśmy zobaczyć co się tam dzieje. Grupka dzieci i rodziców nachylała się nad pudełkiem, z którego dochodziły piski szczeniaków. Obok siedział smutny mężczyzna z psem. Chris podbiegł do pudełka i zaczął głaskać szczeniaki, ja natomiast podeszłam do mężczyzny.
-Dzień dobry.
-Oh, witam młoda damo. Zechciałabyś wziąć szczeniaka?
-Ja? Nie, dziękuję. Synek jedynie pogłaszcze i idziemy.
-A może weźmie jednak pani jednego.
Spojrzałam w stronę pudelka. Ludzie pozabierali szczeniaki a za nich do pudełka rzucili dobrowolną opłatę. Został już tylko jeden, skulony w rogu. Lekko polizał Christopera i spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
-Nie naprawdę, nie możemy.
-To dla nich jedyna szansa. Sam jestem bezdomny, ale oddawałem połowę swojego marnego jedzenia tej suczce aby mogła je wykarmić. To nie są jej młode bo ona jest wysterylizowana. To jeszcze suczka z mojego domu, ale znalazłem te szczeniaki pod mostem i ona je przygarnęła. Cudowna suczka. Nie wiem jakie te pieski urosną, ale potrzebują dobrego domu.
-Ja rozumiem, ale widział Pan tamte dzieci. Były wystarczająco duże aby się nimi zająć a Chris ma dopiero 5 lat. Nie jest na tyle odpowiedzialny, żeby zajmować się żywym zwierzęciem. Na pewno trafi w dobre ręce. Chris, chodź. Idziemy.
-Mamo…
-Nie Chris, nie weźmiemy go.
-Mamo… Prose.
-Chris, powiedziałam nie. Teraz chcesz psa, ale to ja, albo Alfred będziemy musieli się nim zajmować jak ci się znudzi.
-Nie znudzi, prose…
-Nie, moje ostatnie słowo to nie. Porozmawiamy o tym jak będziesz starszy.
-Mamusi, prose Cię. Ja tak bardzo kocham zwiezątka. Obiecuje, ze będe sie nim opiekowac. Prose…
-Christopher to ja cie proszę, przestań wymyślać.
-Niech pani weźmie tego pieska. Jakby coś mogę go zabrać z powrotem, we wtorki i soboty jestem w tym parku jeśli nie pada.
-Ależ nie będziemy robić takich kłopotów. Naprawdę, chodź już Chris.
-Ja nigdzie nie ide! Ja chce pieska! Ja obiecuje ze się będę nim opiekowal i mi się nie znudzi, prose! Mamusiu… Zgódz się, tylko teras…
Nie mogę patrzeć jak stoi taki zapłakany, ale nie powinnam się na to zgodzić. Ahh, co ja robie najlepszego…
-No dobrze, weź go.
-Tak! Dziekuje ci mamusiu!
-Troszcz się o niego mały chłopcze. Od teraz jest pod twoją opieką, jego zdrowie niech będzie dla ciebie tak ważne jak i twoje czy twoich rodziców.
-Podziękuj ładnie panu i… połóż to do pudełka.   
-Dziekuje i prose.
-Ależ nie trzeba, to za dużo.
-Proszę wziąć i troszczyć się o siebie i swojego psa. Jest Pan dobrym człowiekiem i niech tak zostanie.
Synek wziął pieska na ręce i ruszyliśmy do samochodu.
-Na początek jedziemy do weterynarza. Trzeba sprawdzić czy nie jest chory i zaszczepić. Później pojedziemy kupić karmę i niezbędne rzeczy.
-Kocham cie mamusi, dziekuje ci za Largo i obiecuje ze będe sie nim opiekowac. Kocham cie mamusiu.
-Ja ciebie też słońce.
Ucałowałam synka w główkę i pogłaskałam nowego członka rodziny.
-Jak go nazwałeś? Largo?
-Tak! Largo!

Christopher szedł do samochodu z ogromnym uśmiechem na twarzy a Largo wtulił się w niego czując się bezpiecznie. Sama tylko nie wiem jakim cudem się na to zgodziłam…

_______________________________________
Witajcie czytelnicy!
OMG! Nie było mnie tu prawie 2 miesiące, jeśli
ktoś jeszcze czeka to chwała mu bo ja kompletnie 
nie mam pojęcia czego tak wyszło. Nie będę
się tu z niczego tłumaczyć, może to wina braku
czasu, lenistwa, braku weny albo jeszcze 
jakieś cholerstwo. Cóż tu dużo gadać, wróciłam z... 
marnym rozdziałem, wiem ;c 
Mam nadzieję, że kolejny pojawi się dużo, dużo szybciej
i będzie dużo, dużo ciekawszy. Adopcja Largo mam 
nadzieję, że przyniesie trochę rozrywki do rozdziału, ale
szykować chusteczki. Nie, no nie aż tak bardzo.
W następnym rozdziale będzie powrót Erin. 
Tak sądzę... Nie ważne, zobaczymy. W takim razie, 
skoro to czytacie to dotarliście do końca rozdziału.
Mam cichą nadzieję, że wam się podobało.
Jak zjedziecie jeszcze niżej to tam jest takie zajebiste 
białe pole, gdzie możecie zostawić po sobie ślad. 
Pozwalam wam nawet pojechać po mnie po całej linii.
Dupa ze mnie, a nie pisarka. Także pisać co dusza zapragnie
tylko BŁAGAM! NIE SPAM!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 48 ♥


WAŻNE! PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!

Ku wielkiemu szczęściu „nowa” krew pomogła Erin. Moja siostra już niedługo zostanie wybudzona. Trasa chłopaków zaczyna się pojutrze. Wyjeżdżają przed południem i wrócą dopiero za 5 miesięcy na koncert do Wielkiej Brytanii. Spędzamy ostatnie dni w trójkę, znaczy w czwórkę. Czas tak szybko zleciał, ale wiem, że to jest właśnie koszt bycia piosenkarzem. Nieprzespane noce, niedożywienie, ciągła podróż, trasy, wywiady, premiery, nagrywania. Można tak ciągle wymieniać. Nie przeszkadza mi to dopóki , dopóty Zayn jest szczęśliwy. Damy sobie radę z Christopherem, tyle czasu radziliśmy sobie sami. Teraz też nam się uda, to tylko 5 miesięcy. 5 miesięcy…  To aż 5 miesięcy…
-Rose? O czym tak zawzięcie myślisz?
Zayn podszedł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku. Pocałował w czubek głowy po czym oparł się o nią brodą. Dla niego to też są trudne dni. Z jednej strony zależy mu na fanach i nie może doczekać się trasy, a z drugiej nie chce zostawić  mnie ani Chrisa. Nie możemy jednak popaść w depresję, przecież czas tak szybko zleci, że zanim się spostrzeżemy chłopaki skończą trasę i wrócą do domu. Podsumowują trasa nie jest jedynym naszym zmartwieniem. Wczoraj odbył się pogrzeb rodziców. Przyszło bardzo dużo osób. Niall, Louis, Liam, Harry, rodzice Zayna i jego siostry też były. Nauczyciele z Uniwersytetu, gdzie pracował Ethan, jego uczniowie i znajomi. Lekarze ze szpitala od mamy, wszystkie ciotki i wujkowie. Może nie byliśmy wielką i bardzo kochającą się rodziną, ale przecież to jednak rodzina. Nawet nie mam pojęcia jak to wszystko wytłumaczę Erin. Jest mi z tym tak ciężko, ale nie mam czym płakać. Życie od zawsze było dla mnie niesprawiedliwe… Nie chcę całkowicie zamartwiać Zayna czy Christophera, który także przeżył pogrzeb dziadków. Próbując rozgonić czarne chmury odsunęłam się lekko od chłopaka i z lekkim uśmiechem na twarzy, namiętnie go pocałowałam.
-Spędźmy te dwa dni w miarę wesołej atmosferze. Pojedźmy do zoo albo do wesołego miasteczka, może do kina czy cokolwiek. Nie siedźmy w domu!
Zaproponował chłopak i uważnie przyglądał się mojej twarzy.
-Masz rację, nacieszmy się sobą. Te 5 miesięcy szybko minie.
Nikły uśmiech i poszłam założyć coś wygodniejszego. W tym czasie Zayn zadzwonił po ochroniarzy. Przebrałam Chrisa, który zdążył się już cały wychapać batonem czekoladowym. Wrzuciłam aparat do torby i wyszliśmy. Koniec września i jego pogoda nie są zadowalające, ale narzekać nie ma na co. Świeci jeszcze trochę słońce, nie ma deszczu ani chmur. Nawet wiatr dzisiaj ucichł, kiedy poznał nasze plany. Życie daje nam wielkiego kopniaka, żeby później było nam łatwiej. Mentalnie jestem już odporna, ale nie da się cały czas mieć wszystkiego w tyle. Cytując dewizę mieszkańców najmniejszej wyspy świata - Tristan da Cunha ”Our faith is our strenght”. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy prosto do Aquarium. Na szczęście miejsce nie było zbytnio zatłoczone co mogłoby być niebezpieczne dla takiej sławy jak mój mąż, ale co się nie robi dla synka. Ruszyliśmy powolnym krokiem do wejścia. Mark i John cały czas szli za nami. W pewnym momencie ktoś krzyknął „Zayn Malik” i grupka fanów stała obok nas. Ochrona nie musiała interweniować, ale bacznie się wszystkiemu przyglądali. Christopher stał trochę zmieszany i nie wiedział gdzie co ma robić. Ścisnął mocniej moją dłoń i przytulił się do mojego boku. Widziałam minę Zayna, która nie wyrażała zadowolenia z obecności fanek. Dziewczyny poprosiły o autografy i zdjęcia, a kiedy zaczęły nas wypytywać o wszystko chłopak im przerwał. 
-Przepraszam was dziewczyny. Nie mam obecnie dla was czasu, to jest ostatni dzień z moją rodziną przed trasą. Bądźcie tak uprzejme i zrozumcie to.
Bez jakiegokolwiek kolejnego słowa wziął przestraszonego synka na ręce i chwycił mnie za dłoń, po czym ruszyliśmy do środka. Nie rozmawialiśmy już na ten temat, wolałam skupić się na udanym ostatnim dniu. W środku nie było dużo osób, a o dziwo nikt do nas nie podszedł. Z wielkim zaciekawieniem oglądaliśmy różne ryby i robiliśmy zdjęcia. Po skończeniu pojechaliśmy do zoo. Christopher był wniebowzięty. Uważnie przyglądał się pracy weterynarzy, którzy przyjechali do małej pandy wielkiej. Nie mogliśmy go oderwać od ogrodzenia dopóki, dopóty lekarze dla zwierząt nie wyszli.
-Na pewno zostanie weterynarzem – zaśmiał się Zayn
-Skąd masz taką pewność?
-To widać kochanie.
-Ma dopiero 5 lat, a jego zainteresowania zmienią się jeszcze z milion razy.
-Z pewnością będą się zmieniać, ale tą jedyną będzie ta pierwsza.
-Zayn?
-Tak?
-Zjedz snickersa bo za bardzo gwiazdorzysz.
Chłopak zaśmiał się gardłowo i zachłannie mnie pocałował. Później poszliśmy do wesołego miasteczka. Zayn omijał duże karuzele i nawet zachęty synka nie mogły nic wskórać. Zjedliśmy pyszne lody i ruszyliśmy w drogę powrotną. Chciałam wstąpić jeszcze na małe zakupy, więc pojechaliśmy do centrum. Po chwili rozdzwonił się telefon Zayna. Zdziwionym wzrokiem spojrzał na mnie, mówiąc „Paul”. Odebrał telefon obojętnym wzrokiem.
-Halo.
-…
-Nie.
-…
-Po co?
-…
-Jestem w centrum.
-…
-No chwila już idziemy.
-…
-Ok.
Spojrzał na nas zmieszany i pociągnął nas w kierunku telebimu.
-Zayn? O co chodzi?
-Sam nie wiem, Paul był wściekły. Kazał mi zobaczyć wiadomości.
Trafiliśmy na emisję wiadomości. Patrzyliśmy po sobie totalnie zdezorientowani.
„-Nasz reporter był świadkiem niemiłego spotkania wielkiej gwiazdy Zayna Malika, członka zespołu One Direction, który już jutro rozpoczyna swoją trasę. Co takiego się tam stało Sam?
-Otóż trafiliśmy na dziwne spotkanie Zayna z fanami. Chłopak z początku zachowywał się bez zarzutów, ale później naskoczył na dziewczyny, tłumacząc: „Nie mam obecnie dla was czasu, to jest ostatni dzień z moją rodziną przed trasą.” Dziwne zachowanie chłopaka było nie na miejscu. Czy to nie dzięki fanom mają tak wielka sławę? Chyba o tym zapomniał. Londyn. Sam Leight.
-Dziękujemy Sam. A teraz przechodzimy do kolejnej wiadomości…”
Zayn zacisnął szczękę, ale po chwili się uśmiechnął. Jego wahania nastrojów są trochę dziwne i nie wiadomo jak się wtedy zachować.
-Nie obchodzi mnie to co mówią. Jeśli będę chciał spędzić z wami swój dzień, to tak zrobię. Jeśli fani nie potrafią tego zrozumieć to znaczy, że nie są prawdziwymi fanami. Sami chyba też mają rodzinę.
-Kocham cię i to jest najważniejsze.
Pocałowałam chłopaka i złapałam go za rękę.
-Odechciało mi się zakupów. Jedźmy już do domu.
-I tak jest już późno… A, zapomniałbym! Chciałem ci coś jeszcze pokazać!
-Tak?
-Chodź do samochodu, nie jest tak daleko.
-Eh, no dobrze.
W samochodzie zagraliśmy w skojarzenia bo Chris się trochę nudził. Niecałą godzinę później samochód się zatrzymał. Wysiedliśmy, a pierwsze co rzuciło się mi w oczy to niekończące się ogrodzenie. Wysoki mur porośnięty pnączami i wielka stalowa brama otwierana przez… No właśnie nie wiadomo. Podeszliśmy pod bramę a kamera od razu się na nas skierowała.
-Zayn Malik, już jesteśmy.
-Witamy.
Usłyszeliśmy gruby głos, a brama się otworzyła. Ochrona wjechała samochodem do środka a my ruszyliśmy za nim. Ze zdziwieniem i otwartymi ustami patrzyłam jakby na replikę Zamku w Belfaście położonym w Irlandii Północnej. Był identyczny z tym, że nieco mniejszy. Widok zapiera dech w piersiach. Do tego pałacu prowadzi szeroka droga ułożona z kamieni. Na całej wielkości placu jest trawa. Po lewej stronie znajduje się duża fontanna, a po prawej drewniana altana, która mimo swojego innego wyglądu ładnie komponuje się z zielonym tłem.
-Zayn gdzie my jesteśmy?
-Na miejscu.
Chłopak szeroko się uśmiechnął i złapał moją dłoń. Weszliśmy po szerokich schodach a Zayn otworzył drzwi, po czym wziął mnie na ręce.
-Zayn, co ty robisz? Postaw mnie na ziemię!
-Taki zwyczaj, że pan młody bierze na ręce swoją żonę i przenosi ją przez próg domu.
-Co? Co ty bredzisz? W naszym domu tego nie zrobiłeś.
-Bo wiedziałem, że nie będziemy w nim mieszkać.
-Kiedy zdecydowałeś się, że się przeprowadzamy?
-Jak kupiłem ten dom.
-Co?! Jak to kupiłeś?!
-Kupiłem. Spokojna dzielnica a przede wszystkim bezpieczna. Niedaleko szkoła i szpital. Posesja jest duża, za domem basen i plac zabaw. Duży przestronny dom, więc czego chcieć więcej?
-Zayn nie żartuj sobie ze mnie, proszę. Odstaw mnie bo Christopher nie wie co się dzieje.
-Nie puszcze cię dopóki nie zrozumiesz, że to jest teraz nasz dom! Nasze wszystkie rzeczy już tutaj są.
-Boże Zayn, gdyby tak było to…
-Ale tak jest! Witaj w domu kochanie.
Chłopak pocałował mnie namiętnie i dopiero wtedy odstawił na ziemię.
-Państwo Malik? Witamy w domu.
-Kamerdyner?
-Alfred Honch. Zapraszam do salonu, wszyscy czekają.
-Wszyscy?
-No… Chłopaki, Eleanor, Danielle, moi rodzice i siostry.
-A Patrick?
-Oczywiście.
-Ale chciałam obejrzeć dom… Dalej nie wieżę, że jest nasz…
-Mama!
Christopher pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy za Alfi’m. To jest podejrzane. Może to po prostu sen i zaraz się obudzę. Wszystko się skończy i wrócimy do realności, gdzie nie ma takich cudownych domów i  wszystko nie wygląda tak idealnie.

_______________________________________
Witajcie czytelnicy!
Znowu długa przerwa od ostatniego rozdziału (5 tygodni).
Przepraszam bo niby zakończenie roku, ale jeszcze więcej
sprawdzianów, kartkówek i wgl. wszystkiego.
Zamiast siedzieć i uczyć się na poprawę z fizyki to ja 
piszę wam rozdział xD
Jak wrażania po "innym" stylu pisania?
W sumie to nie wiem czy jest inny, ale staram się zmniejszyć 
ilość dialogów. "Zaczarowane recenzje" uznały, że jest ich za dużo.
Co wy na to? 
Komentarzy jest bardzo mało... 
Czytacie jeszcze?

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 47 ♥


WAŻNE! PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!
-Zayn?
-Tak?
-Przecież ty jesteś muzułmaninem…
-I co w związku z tym?
-No… wy macie inna wiarę. Nie jesteście chrześcijanami.
-To, że mój ojciec jest z pochodzenia muzułmaninem nie oznacza, że od razu wierze w Islam. Co prawda jako mały chłopak, jeszcze wychowywałem się w tej wierze…
-To chyba skomplikowane…
-To, że jestem muzułmaninem nie oznacza, że wierze w Islam.
-Aham, chyba zrozumiałam. Na którą mamy być w kościele?
- Kościele?
-Ślub bierze się w kościele…
-Rose, przepraszam, pomyliło mi się.
-Co?
-Ślub w kościele weźmiemy jak wrócę, żeby wszystko było idealne i wszyscy znajomi…
-Czyli bierzemy ten ślub? Ja już cię nie rozumiem?!
-Uspokój się. To będzie ślub cywilny…
-Nie mogłeś tak od razu… W każdym bądź razie nic nie może popsuć tego dnia. Idę się przebrać, ale..
-Ale?
-Przecież ślub cywilny zresztą jak i każdy ślub trzeba załatwiać minimum miesiąc przed wybranym dniem…
-Mam rodzinnego znajomego w tym urzędzie, wie w jakiej jesteśmy sytuacji i zgodził się wszystko załatwić.  
-Um, dobrze.
Ucałowałam Zayna jeszcze i pobiegłam do sypialni znaleźć jakąś możliwą sukienkę. Christopher był cały czas z Niallem, więc zobaczymy się dopiero pod urzędem. Kilkanaście minut później czekaliśmy przy drzwiach na samochód.  Moja sukienka miała odcień jasnego beżu. Tylko taką znalazłam w szafie, inne nie nadawały się na tak ważny dzień. Delikatny krój do kolan podkreślał jeszcze zgrabną sylwetkę, a brak ramiączek eksponował tatuaż na lewym obojczyku. Od pasa tylną część spódnicy oraz boki pokrywa beżowy, nieco dłuższy tiul. Włosy zaplotłam w warkocz, przypominały luźną koronę. Zayn wyglądał po prostu bosko. Jego fryzura była wielkim nieładem na głowie, ale dodawała mu seksapilu. Do tego lekki zarost i dopasowany smoking, który podkreślał jego perfekcyjne ciało. Stałam wpatrzona w niego i przyglądałam się jak ze stresu pociera dłońmi i przygryza wargę. Po chwili usłyszeliśmy klakson samochodowy. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze ze świstem. Złapałam rękę Zayna i ruszyliśmy do samochodu, uprzednio zamykając dom. Na miejscu wszyscy już czekali.
-Liam!
Krzyknął Zayn, a po chwili obok nas stanął Payne.
-Masz obrączki?
-Mam.
-To dobrze, dzięki stary.
-Stawiasz mi piwo.
-I to nie jedno.
Oboje się zaśmiali i popatrzyli po sobie.
-A mówili, że to ja będę pierwszy. Kurcze, taka niespodzianka. Nasz Bad Boy się żeni. Cieszę się bracie.
-Ja bardziej, dzięki Liam.
-Mama!
Usłyszałam głos synka i odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos.
-Chris! Chodź do mnie słoneczko.
Przytuliłam synka i złapałam go za rączkę, po czym ruszyliśmy do środka. Nigdy nie widziałam ślubu cywilnego i nawet nie wiedziałam czego mam się spodziewać. 10 minut później byliśmy już w środku sporej sali, a pracownik urzędu zaczął nam wszystko tłumaczyć.
- Wy siadacie naprzeciwko kierownika Urzędu Stanu Cywilnego, za Wami Wasi goście, a po boku świadkowie. Gdy wszyscy zajmą miejsca i siądą, wejdzie kierownik. Najpierw da krótką przemowę o roli małżeństwa po czym, poprosi o powstanie i zacznie się główna część tej uroczystości. W pierwszej kolejności kierownik Urzędu Stanu Cywilnego zapyta Was czy zamierzacie zawrzeć małżeństwo i czy uczynicie wszystko, by Wasze małżeństwo było trwałe i szczęśliwe. Oświadczenia o wstąpieniu w Związek Małżeński w Urzędzie Stanu Cywilnego będziecie powtarzać po kierowniku. Zacznie Pan Młody, a później to samo powtórzy Pani Młoda. Po tym kierownik wygłosi swoją formułkę, a na jej koniec założycie sobie obrączki. Następnie kierownik dalej będzie mówił i wtedy podpiszecie akt małżeństwa.  
-I tyle?
-Tak. Wszystko zrozumieliście czy coś jeszcze powtórzyć?
-Dziękujemy, nie trzeba.
-Dobrze, więc czekamy na kierownika.
-Dobrze.
Mężczyzna wyszedł i nastała cisza. Jestem tak przejęta tym wszystkim, że już nie pamiętam co ten facet mówił. Christopher cały czas rozglądał się zaciekawiony wszystkim i co chwila pytał o coś wujka Nialla jednocześnie wskazując palcem. Chłopak spojrzał w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłam gest i złapałam Zayna za rękę, dodało mi to otuchy.
-Zayn?
-Tak?
-Ten znajomy rodziny to kto?
-Kierownik.
-Kierownik?! Nie mówiłeś, że masz takich znajomych rodziny…
-Nigdy nie pytałaś.
Uśmiechnął się zawadiacko, a po chwili pojawiła sie osoba, na którą czekaliśmy. Przemowa nie była zbyt długa, w końcu przyszedł czas na przysięgę. Każdy ze skupieniem nam się przyglądał. Zayn z dokładnością powtarzał słowa przysięgi.
- Świadom praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny uroczyście oświadczam, iż wstępuję w Związek Małżeński z Rosalie McLaughter i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Cały czas patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Zdążyłam na chwilę zapomnieć o przykrym wypadku. Rodzice na pewną są ze mnie dumni, nie ważne co ktoś może sobie myśleć. Mam nadzieję, że Erin wyjdzie z tego cało. Po chwili przyszła kolej na mnie. Z uśmiechem na twarzy powtarzałam wypowiedziane przez kierownika słowa.
- Świadom praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny uroczyście oświadczam, iż wstępuję w Związek Małżeński z Zaynem Malikiem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Dobrze, że regułka nie jest zbyt długa, ponieważ głos zaczął mi się powoli załamywać. Niewielkie łzy szczęścia przysłoniły widoczność, ale uśmiech nie schodził z naszych twarzy.
-Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że Związek Małżeński Pani Rosalie McLaughter i Pana Zayna Malika został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego Państwa związku wymieńcie proszę obrączki.
Nasze ręce lekko się trzęsły przy wkładaniu obrączek, ale na szczęście nikomu nie wypadły, a mężczyzna kontynuował.
-Dokumentem, który stwierdza fakt zawarcia Związku Małżeńskiego jest Akt Małżeństwa sporządzony w Księdze Małżeństw pod nr 669, proszę Państwa o podpisanie tego aktu.
Złożyliśmy nasze podpisy, które przypieczętowały nasz ślub.
-Od tego momentu stanowicie pełnoprawny Związek Małżeński. Pan Młody może pocałować Panią Młodą.
Koniec z wątpliwościami rodziców Zayna. Koniec z problemami. Zaczyna się nowy rozdział w naszym życiu, przeszłość musi zniknąć w zapomnieniu. Zayn odetchnął z ulgą po czym zachłannie mnie pocałował, a wszyscy zaczęli bić brawo. Na koniec otrzymaliśmy gratulacje od kierownika i ucięliśmy z nim krótką pogawędkę. Przecież jest przyjacielem rodziny. Na koniec wszyscy pojechaliśmy do rezydencji chłopaków. Nawet nie wiedziałam, że Eleanor i Danielle przygotowały jakieś zamówione potrawy. Zrobiliśmy skromna imprezkę. Była naprawdę skromna i dość cicha. Każdy wiedział, że wciąż jestem w beznadziejnej sytuacji rodzinnej. Cieszyliśmy się ślubem, a jednocześnie byliśmy smutni z powodu zbliżającej się trasy chłopaków. To już za tydzień. Niestety nie było dane mi w pełni cieszyć się przyjęciem. Jakąś godzinę później byłam pod szpitalem. Zadzwonił lekarz i powiedział, że stan mojej siostry się pogorszył. Niewiele myśląc wsiadłam w samochód i przyjechałam jak najszybciej. Zayn został z małym i resztą w domu chłopaków. Na miejscu od razu pobiegłam do pokoju Erin.
-Wypełniła Pani dokumenty, które były w aktach?
-Przepraszam, jeszcze tego nie zrobiłam. Miałam ślub i…
-Wiemy. Wszystkie newsy mówią tylko o waszym ślubie.
-Jak to? Zresztą nie ma na to czasu. Co jest mojej siostrze?
Podeszłam do jej łóżka i delikatnie złapałam za dłoń. Drugą ręką pogłaskałam ją po rozpalonym czole.
-Jej ciało jakby odrzuca leki. Musimy przejść do transfuzji. Pomyśleliśmy, że lepiej będzie jeśli Pani się o tym od razu dowie.
-Rozumiem… Panie doktorze?
-Tak?
-Ona z tego wyjdzie, prawda?
-Czas pokarze.
-Jest chociaż nadzieja?
-Nadzieja jest zawsze…
-Rozumiem.
-Przepraszam, że przerywamy w ślubie.
-Teraz i tak mieliśmy tylko małe przyjęcie.  Jakim cudem media o tym mówią?
-Nie ogląda Pani telewizji?
-Nie ma na to czasu, a jak włączę to jakiś film czy bajki dla Christophera…
-To wiele wyjaśnia. Nie ma Pani bladego pojęcia o…
-Panie doktorze! Przyjechał pacjent z wypadku samochodowego. Około 50-letni mężczyzna, natychmiastowa operacja.
-Przepraszam, muszę już iść.
-Dobrze.
Co on miał na myśli? Nie wiem o czym? Boże dlaczego jestem skazana na takie niepowodzenie?! Przecież to miał być nowy rozdział. Nowy rozdział… Czy będzie tak samo beznadziejny jak poprzedni?

_______________________________________
Witajcie czytelnicy!
Wracam po baaardzo długiej nieobecności.
Rozdział zostawia chyba więcej pytań niż odpowiedzi,
ale taki mój urok pisania.
Dziękuję tym, którzy życzyli mi powodzenia na testach.
Na pewno pomogły ;P
Chciałabym do wakacji skończyć już to opowiadanie,
ale w głowie tyle pomysłów i tyle nie wyjaśnionych
spraw. Ehh... Niby po testach i zaraz koniec roku to
powinny być luzy w szkole, a nas jeszcze bardziej cisnął
i co najlepsze mówią... TO MOŻE BYĆ NA MATURZE xD
Kocham swoich nauczycieli. SARKAZM!
No, ale koniec głupot.
Czekam na komentarze, mówcie co wam nie pasuje
w opowiadaniu. Cokolwiek piszcie, bo jak widzę
tyle komentarzy to aż chce się pisać ;p

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D

środa, 5 marca 2014

Rozdział 46 ♥


WAŻNE! PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!
Obudziłam się nie w swoim domu. Lekko przetarłam oczy i rozejrzałam się. Szpital?! Zerwałam się na równe nogi i zobaczyłam , że obok na łóżku leży Erin. Po chwili usłyszałam lekko ochrypnięty głos Zayna.
-Rose? Coś się stało?
Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam zmartwionego chłopaka na łóżku. Najprawdopodobniej spał ze mną tutaj. Zaraz, zaraz. Nocowaliśmy w szpitalu? A co z Christopherem?
-Um, nic… Nocowaliśmy tutaj?
-Tak.
-A Chris?
-Niall i reszta z nim jest.
Kiwnęłam przytakująco głową w stronę chłopaka i podeszłam do siostry po czym ujęłam jej rękę. Była delikatna i… chłodna. Potarłam jej knykcie i delikatnie ucałowałam. Po chwili poczułam ciepłe dłonie oplatające moją talię. Zayn położył swoją głowę na moim ramieniu i potarł mój policzek nosem.
-Przepraszam.
-Za co?
-Za wczoraj… Wiem, zachowałem się jak dupek.
-Nie chce być nieuprzejma, ale ostatnio często się tak zachowujesz.
-Wiem… Przepraszam…
-A tak w ogóle to co cię tak zdenerwowało?
-Miałem ci nie mówić, ale obiecałem sobie, że nie będę cię okłamywał…
-Zayn…? O co chodzi?
Odwróciłam się przodem do chłopaka i spojrzałam w jego smutne, czekoladowe oczy.
-Bo widzisz… Moi rodzice uważają, że masz na mnie zły wpływ i powinniśmy się rozstać. Podobno znaleźli mi żonę i bez niczyjej zgody chcą urządzić mi wesele.
-Jak to?! A nasze zaręczyny?
-Rose, ja bym nigdy tego nie zrobił i powiedziałem im to. Od tamtego czasu nie chcą ze mną rozmawiać a rodzina… ona jest dla mnie ważna…
-Um, nie wiem co mam ci powiedzieć…
-Pobierzmy się.
-Co?
-Pobierzmy się.
-Kiedy?
-Dzisiaj.
-Jak to?
-Teraz. Zadzwonię do księdza, to będzie prywatne wesele. Ty, ja i chłopaki no i oczywiście El i Dan jak będą mogły przyjechać.
-Zayn, dobrze się czujesz? Ja wczoraj straciłam rodziców…
-Ja wiem skarbie, przykro mi z tego powodu…
Nastała dziwna cisza, nie przeszkadzało nam to, że stoimy przy łóżku Erin. Patrzyliśmy w swoje oczy i porozumiewaliśmy się bez słów. To w nim kocham najbardziej. Rozumie, ze kiedy jest cisza da się zrozumieć najwięcej. Wystarczy sama nasza bliskość…
-To będzie takie szybkie i spokojne wesele, a po trasie urządzimy prawdziwe.
-Można tak w ogóle?
-Oczywiście.
-Jesteś tego pewny?
-Oczywiście. A ty? Masz jakieś wątpliwości?
-Ja? Nie, nie mam.
Chłopak pocałował mnie namiętnie w usta i szeroko się uśmiechnął.
-Idź do lekarza. Zapytaj co z Erin a ja wszystko załatwię.
-Um, dobrze.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też wariacie.
Pocałowałam Zayna i udałam się do pokoju ordynatora. Zapukałam, a po usłyszeniu zaproszenia niepewnie  weszłam.
-Dzień dobry.
-Witam.
-Chciałam się zapytać o stan mojej siostry. Wczorajszy wypadek samochodowy…
-A tak. Panna Erin…
-Erin Horan.
-Zgadza się.
Nastała chwila ciszy. Lekarz patrzył uważnie w kartę pacjenta a ja nagle pomyślałam o jej nazwisku. Przecież ma takie samo jak Niall… Nigdy nie zwracałam na to uwagi, a minęło już tyle lat…
-Z pani siostrą jest wszystko w porządku. Jest na razie pod narkozą, ale wzbudzimy ją za dwa albo trzy dni. Ciało po operacji może strasznie boleć, więc chcemy zaoszczędzić jej sporo bólu.
-Rozumiem. A co z…
-Chodzi pani o amputację?
-Tak.
-Nie była jednak potrzebna. Mimo iż kości wyglądały strasznie, złożyliśmy je.
-To są obydwie nogi?
-Tak.
-Rozumiem, ale będzie chodzić?
-Oczywiście. Potrzebna będzie długa rehabilitacja, ale wszystko w swoim czasie.
-Dziękuję doktorze.
-To moja praca.
-Wiem, ale i tak dziękuje.
-Moje kondolencję z powodu rodziców, to zapewne wielki cios… Pan Ethan był moim dobrym przyjacielem z dzieciństwa, wspaniały mężczyzna. 
-Dziękuję, doceniam to.
-A właśnie!
-Tak?
-Pani siostra jest nieletnia…
-Ma dopiero 17 lat…
-Przejmie pani prawną opiekę nad nią?
-Oczywiście, że tak.
-Potrzebuję o wypełnienie kilka dokumentów.
-Rozumiem.
Mężczyzna podał mi kilka kartek rozmiaru A4. Były praktycznie całe zapisane a ja musiałam je przeczytać. Grr.
-Proszę usiąść wygodnie tutaj.
-Um, dobrze.
Jakieś 10 minut później oddałam wypełnione papiery. Pytali tam o różne rzeczy a czasami pytania były takie dziwne i w ogóle nie wiem po co im takie dane.
-W recepcji proszę poprosić o dokumenty siostry, żeby pani się z nimi zapoznała na wszelki wypadek.
-Rozumiem.
-Proszę podać ta kartkę sekretarce ponieważ na samo słowo nie wyda pani akt.
-Dobrze, dziękuję.
W końcu wyszłam z tego nudnego pomieszczenia, w którym praktycznie nic nie było. Jak można przebywać w takim miejscu dłużej niż 10 minut… Od razu ruszyłam w stronę recepcji.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
Podałam starszej kobiecie kartkę od ordynatora i czekałam cierpliwie na akta. Po kilku minutach kobieta przyniosła kartkę z wszystkimi danymi jakie powinnam wiedzieć. I tak nie powiedzą mi o niczym czego nie wiem.
-Dziękuję.
Ciekawe jak Zayn… Załatwił wszystko? Nie jestem pewna co do tego przyspieszonego ślubu, ale skoro jego rodzina przestanie mieć jakiekolwiek wątpliwości to jest najlepsze wyjście. Znaczy nie, że robię to tylko ze względu na jego rodziców, kocham go. Planowaliśmy ślub tylko po prostu nie tak szybko… Weszłam z powrotem do sali, gdzie leżała moja siostra. Zastałam Zayna rozmawiającego przez telefon pod oknem. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc odłożyłam dokumenty na szafkę obok, usiadłam obok siostry i ujęłam w dłonie jej delikatną rękę.
-Erin, kochanie. Jak się czujesz? Wiem, ze mi na razie nie odpowiesz, ale będziemy miały dużo czasu, żeby nadrobić nasze zaległości. Stęskniłam się za tobą strasznie, moja mała siostrzyczko. Jak się obudzisz…
Pierwsze łzy tego dnia popłynęły z moich oczu. Słonia ciecz tylko przez chwilę torowała linię na moich policzkach, ale nie chciałam się rozklejać. Zayn zaczął by się martwić i odwołałby wesele, które i tak nie wiem czy jest już zaplanowane. Po chwili chłopak zakończył rozmowę, podszedł do mnie i usiadł obok.
-Wszyscy mają czas. Za dwie godziny mamy być w kościele.
Mówił to wszystko z uśmiechem na ustach. Był pełny energii a jednocześnie pełen smutku. Ze mną było podobnie jednak nie potrafiłam teraz okazywać szczęścia.
-Płaczesz?
-Przepraszam…
-Nie przepraszaj kochanie… Ja wiem, nie powinniśmy się śpieszyć a szczególnie po takiej przykrej sytuacji…
-Ja po prostu… Chcę tego ślubu, po prostu to moi rodzice. Nie wiem czy potrafię się teraz cieszyć…
-Rose, zrób to dla mnie. Twoi rodzice na pewno nie chcieliby żebyś była smutna.
-Zayn, ale oni nie żyją…
-Cii.
Chłopak objął mnie swoimi ramionami. To w nich czuję się pewna, bezpieczna i szczęśliwa. Nie chcę zrobić mu przykrości skoro załatwił już wszystko związane ze ślubem. Mimo, ze będzie to tylko krótka msza, nasza przysięga a właśnie… świadkowie…
-A świadkowie? Kogo weźmiemy za drużbę?
-Liam, na pewno będzie to Liam.
-A ja?
-Nie wiem, Eleanor?
-Eleanor jest matką chrzestną Christophera…
-Oum, fajnie, że dowiaduję się w takich okolicznościach…
-Nigdy nie pytałeś, ale proszę. Nie kłóćmy się.
-Danielle!
-Danielle?
-Oczywiście, czemu by nie?
-Danielle, właśnie… Świetny pomysł. Dziękuję kochanie.
Zostaliśmy jeszcze przy Erin jakieś 20 minut, ale musieliśmy się zbierać. Jeszcze spóźnimy się na nasze wesele… Nasze wesele.


_______________________________________
Dziękuję za miłe komentarze.
Jak zwykle spóźniam się z rozdziałem, ale takie
życie gimnazjalisty. Ostatnia klasa i tak nas męczą
na to samo, że masakra!
TESTY! TESTY! TESTY!
W kółko tylko testy, to jest już męczące.
Niestety muszę się do nich przygotowywać, więc 
nie mam zbytnio czasu na spokojne pisanie rozdziałów.
Dlatego UWAGA!
Kolejny rozdział może nie pojawić się już w tym miesiącu. 
Wszystko zależy od tego czy znajdę wolną chwilę i wenę
na napisanie kolejnego.
Przepraszam was bardzo ;c
Osoby, które same miały bądź mają testy dobrze mnie
rozszumią i wiedzą ile nauki potrafi być na głowie.
Nie wiem czy można tak z tym ślubem, ale
przecież to jest tylko opowiadanie. Tutaj wszystko
jest możliwe. Opinię pozostawiam wam.
Jeszcze raz dziękuję za komentarze, są dla 
mnie bardzo ważne ;*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D


poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 45 ♥


Z dedykacją dla Nity. 
Hahaha i jednak będzie inaczej niż "radziłaś", ale i tak dzięki ;*

WAŻNE! PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!
Kiedy zbliżała się godzina 14 każdy zaczął w pośpiechu przygotowywać się do przyjęcia. Ja oczywiście miałam więcej roboty bo wygodny Zayn szybko wziął prysznic, ubrał się i zasiadł na kanapie w salonie cały czas ślęcząc w telefonie. Musiałam umyć i ubrać Christophera a do tego ogarnąć samą siebie. Skoro wyszłam dzisiaj ze szpitala mój narzeczony przecież powinien mi pomóc. Szybko wykąpałam małego i naszykowałam mu luźny miętowy T-shirt z czarnym napisem „I’m the prince of disco. But my dad is the king!”, czarne dżinsy i vansy tego samego koloru.
-Zayn?... Zayn?!
-Co?
Policzyłam w myślach do trzech i głośno wypuściłam powietrze. Wzięłam synka na ręce, który był owinięty ręcznikiem i złapałam przygotowane ubranka. Poszłam do salonu i posadziłam małego u chłopaka na kolanach.
-Nie wiem jaki jest powód twojego obecnego zachowania, przedyskutujemy go po powrocie, ale czy z łaski swojej mógłbyś mi pomóc? Niedawno wyszłam ze szpitala i jeśli chociaż trochę martwisz się o mnie czy o nasze dzieci to rzuć w końcu ten telefon i pomóż mi.
Zayn patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Nie miałam bladego pojęcia o co mu chodzi. W sklepie zachowywał się normalnie, wszystko się posypało kiedy zapytałam czy zaprosił swoich rodziców na urodziny wnuka.
-Nie mogę teraz.
Powiedział bez żadnych skrupułów i miną bez żadnego wyrazu. Podniósł się z kanapy z synkiem na rękach po czym mi go podał.
-Zayn…
-Po prostu go weź.
-Zayn!
-Co Zayn! Czy ja ci coś zrobiłem?!
-Co cie ugryzło?!
-Nic mnie nie ugryzło, co się czepiasz?!
-Ja się czepiam?! Dla twojej wiadomości wyszłam dzisiaj ze szpitala a dokładniej to niecałe trzy godziny temu. Powód tego był oczywisty i znowu to ja poświęcam wszystko dla naszego dziecka a ty?
Znowu coś się stało, ale zamiast mi o tym powiedzieć to dusisz to w środku i bezsensownie się kłócimy!
-Po prostu muszę teraz wyjść i to nie jest moja wina!
-Jakbyś zapomniał nasz syn ma dzisiaj urodziny, które pomagałeś zorganizować! Masz zamiar zepsuć ten wieczór?!
-Nie! Boże, po prostu muszę wyjść! 
Odłożył malca na kanapę i ze złością ruszył w kierunku drzwi. Kilka sekund później Chris zaczął płakać. Zayn tylko głośno przeklną i wyszedł trzaskając drzwiami. Szybko wzięłam chłopca na ręce i mocno przytuliłam.
-Przepraszam aniołku. Już cii. Nic się nie stało. Mama i tatuś mieli głośną rozmowę. Nie bój się.
Płacz synka był przeraźliwy. Moje serce roztrzaskało się na kawałki bo nie mogłam znieść tego jak teraz czuje się moje dziecko. Nic nie wyjaśnia zachowania Malika. Chyba muszę przemyśleć czy naprawdę jest on mężczyzną mojego życia…
Kiedy tylko Christopher się uspokoił, ubrałam go i sama wzięłam kilku sekundowy prysznic. Założyłam niebieską sukienkę przed kolano z rękawem ¾. Zebrałam włosy w koczek i zrobiłam lekki makijaż. Założyłam czarne szpilki a do niedużej torebki wrzuciłam telefon i kilka potrzebnych drobiazgów. Przyjęcie urodzinowe miało zacząć  się o 15.30, więc mamy jeszcze 10 minut. Pospiesznie wyszliśmy z domu i dojechaliśmy na miejsce. Zdążyliśmy! Krzyknęłam sobie w myślach. Próbowałam zapomnieć o incydencie z Zaynem, żeby nikt niepotrzebnie się nie martwił. Wymusiłam na twarzy uśmiech, wzięłam synka na ręce i ruszyliśmy do budynku. Na drugim piętrze była nasza impreza. Szybko pokonałam kilkanaście schodków i byliśmy na miejscu. Z sali rozchodziły się rozmowy i śmiechy, więc przyspieszyłam kroku by zaraz znaleźć się w gronie przyjaciół. Znajome ze swoimi dziećmi z przedszkola Chrisa, Louis, Eleanor, Patric ze swoją mała kuzynką, Lou, Tom i mała Lux, Niall, Danielle, Liam i… Harry? Teraz to już nic nie rozumiem. Gdzie Sophia i od kiedy Liam z Harrym są pogodzeni… Przywitaliśmy się ze wszystkimi a Christopher pobiegł bawić się z reszta dzieci do specjalnego kącika zabaw. Kilka minut później przyjechał Zayn. Zachowywał się jakby nic się nie stało, ale nie ujdzie mu to bez wytłumaczenia. Dam mu spokój na czas przyjęcia. Byłam zdziwiona, że nie dostałam żadnej wiadomości od rodziców. Może zapomnieli, albo zapomnieli telefonów. Nie mam pojęcia, ale było już po 16 i dłużej nie mogliśmy czekać z tortem. Po chwili aa salę wjechał duży tort z wizerunkiem ulubionego pluszaka Chrisa. Piesek był identyczny tylko dużo większy przez co mały był zachwycony. Chris zdmuchnął świeczki i dostał prezenty, po czym każdy dostał kawałek ciasta. Maluchy ponownie pobiegły się bawić a my mogliśmy w spokoju porozmawiać i odprężyć się przy szampanie. Byłam taka stęskniona za El i Danielle, że miałam ochotę złapać je i uciec gdzieś, gdzie mogłybyśmy porozmawiać same. Niestety swoje zachcianki musiałam odsunąć na dalszy plan, ale i tak zdążyłam dowiedzieć się o co chodzi z Liamem i Harrym. Okazało się, że Sophia podbijała do Hazzy, ale on ją spławiał bo przecież była dziewczyną jego przyjaciele. Tamtego dnia to ona zmusiła go do wszystkiego a kiedy usłyszała, że przyjechali zaczęła udawać. Ruszyło ją sumienie, kiedy Harry postanowił nie przyjeżdżać na urodziny Chrisa. Wredna Sophia! Jak można zrobić cos takiego komukolwiek… To wszystko było takie popłatane bo Li nie chciał słuchać lokowatego a wszystko byłoby już wyjaśnione. Kiedy minęła już 18 zaczęłam się martwić o swoich rodziców. Dzisiejszy dzień miał być taki udany. Wyszłam ze szpitala, urodziny Chrisa, mogłam w końcu pogadać z dziewczynami i ze wszystkimi. Niestety dziwne zachowanie Zayna powoli rujnowało ten dzień. Jeszcze gorszy okazał się telefon, który dostałam o 19.
-Halo?
-Dobry wieczór. Czy to pani Rose McLaughter?
-Tak. O co chodzi?
-Pani rodzice i siostra mieli wypadek.
-Nie rozumiem, jak to wypadek? Co z nimi?
-Niestety rodzice nie żyją a sios…
Moje oczy zaszły łzami a w uszach zaczęło mi szumieć. Nie rozumiałam kolejnych słów mężczyzny, byłam w szoku. Dłonie zaczęły mi się pocić a po chwili trzęsłam się cała i nie mogłam uspokoić oddechu. Zayn podbiegł do mnie i przejął słuchawkę. Odnalazłam wzrokiem Nialla, który stał tuż obok mnie i z wielkim przerażeniem mocno wtuliłam się w jego tor. Duże ciepłe dłonie, zaczęły gładzić moje plecy, dodawały otuchy i nadziei, której w tym momencie już nie miałam. Czy moje życie musi być takie spieprzone?! Dlaczego nie może się w końcu ułożyć?! Wieczne kłótnie, wypadki , choroby i śmierć.  Los próbuje mnie za coś ukarać czy może jestem przeklęta?! Co gorszego może mnie jeszcze spotkać… Niewiele pamiętam już z kolejnych minut tego dnia. Pamiętam, że Patric z kuzynką wrócili do domu a znajomi z przedszkola pojechali do swoich domów. Louis zabrał resztę i mojego synka do ich wspólnego domu a ja i Zayn pojechaliśmy do szpitala. Na miejscu kazano mi rozpoznać swoich rodziców w kostnicy. Łzy leciały nieustannie z moich oczu, dłonie drżały a głos się załamywał kiedy odkryto zmasakrowane ciała rodziców. Cios w serce i wielkie ukłucie kiedy uświadomiłam sobie, ze to naprawdę oni.
-A… Gdzie… gdzie moja siostra…?
-Na sali operacyjnej.
Kiedy narzeczony zobaczył w jakim jestem stanie, objął mnie ramieniem wyprowadził z dala od tamtego miejsca i zaczął wypytywać lekarzy.
-Co z Erin?
-Miała dużo szczęścia, że siedziała z tyłu i nie przypięła pasów. W ostatnim momencie musiała próbować wyskoczyć przez okno, ale siła z jaką to wszystko się stała była tak ogromna, że zgniotło jej nogi zanim zdążyła całkowicie wysunąć się z okna. Straciła bardzo dużo krwi, ale reszta organów nie ucierpiała. Obawiamy się tylko amputacji.
-Amputacji?!
-Obawiamy się, ale nic nie jest przesądzone. Przepraszam, ale muszę już iść. Proszę czekać w poczekalni.
-Rozumiem.
Cały czas nie wiedziałam co się dzieję. Kiedy usiedliśmy na krzesełkach nadal nie osuszałam objęć Zayna. Był moja nadzieją. Chwile później zasnęłam z przypływu emocji. 

_____________________________________________
Przepraszam, że już tak dawno nie dodawałam rozdziału.
Zaniedbuje bloga, ale proszę, zrozumcie, że nie mam czasu. 
Chciałbym dodawać częściej rozdziały, ale nie mogę. Tracę również
wenę ostatnio. Martwię się bo jak nie dodaję długo rozdziałów
to tracę swoich czytelników a przecież oni są najważniejsi!
Co sądzicie o takim rozwoju sytuacji? 
Dziękuję za poprzednie komentarze ;*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D

Suchar dnia:
Na czym jeździ papier toaletowy?
-Na rolkach.

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 44 ♥


~Zayn~
-Doktorze to już chyba nie pomoże.
-Maksymalna moc! Jeszcze raz!
-Ale…
-Bez ale! Maksymalna moc!
Starszy mężczyzna ubrany w długi, biały fartuch z wielkim zaangażowaniem wydawał polecenia. Nagle maszyna zaczęła pipczeć informując, że akcja serca została przywrócona. Jeszcze w wielkim szoku zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do ukochanej. Ucałowałem ją w głowę i pogładziłem.
-Nie mam pojęcia jaka mogła być tego przyczyna.
Po kilku chwilach odezwał się zmęczony lekarz.
-A co z dzieckiem?
-Po wykonaniu badań będzie wszystko wiadome.
-Rozumiem.
Nastała głucha cisza, w której słychać było ciężkie oddechy lekarza.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że uratował Pan moją narzeczoną.
-To moja praca…
-Zwykły lekarz by się dawno poddał, a Pan…
-Moja żona zmarła w ten sposób.
-Co się stało?
- Byłem wtedy na służbowym wyjeździe i zastępował mnie inny lekarz. Nie uratował jej bo, jak sam twierdzi, nic by to nie dało…
-Przepraszam, nie powinienem był pytać.
-Nic nie szkodzi. Powinniśmy zrobić badania co z dzieckiem.
-Rozumiem.
Rose spała a ja siedziałem przy jej łóżku. Mój telefon znowu zaczął wariować. Ciągle w szoku wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem z drżącym głosem.
-Zayn? Gdzie jesteś?
-W szpitalu.
-Jeszcze? Miałeś przyjechać na spotkanie, nie było cię.
-Liam, ja…
-Zayn? Co się stało?
-…
-Zayn?! Coś z Rose?! Dzieckiem?!
-Ona prawie… ona prawie umarła… ale nic jej nie jest, nie wiem jak z dzieckiem…
-Oh, stary… Co się stało?
-Nie mam pojęcia, lekarze tez nie wiedzą…
-Trzymaj się, zobaczysz wszystko będzie w porządku.
-Boże tak się bałem…
-Mamy do ciebie przyjechać?
-Nie, dzięki. Już wszystko w porządku, czekam na wyniki badań.
-Jak tylko się czegoś dowiesz to dzwoń.
-Um, dobra.
-Trzymaj się bracie.

~Rose~
To było straszne… Chwila. Gdzie ja jestem? To niebo czy piekło? Jest za jasno na piekło… A może jednak to piekło, skąd mam wiedzieć jak ono wygląda skoro nigdy tam nie byłam… Zrobiło mi się strasznie sucho w ustach, a gardło zaczęło piec, kiedy próbowałam przełknąć ślinę. Leniwie zaczęłam otwierać oczy.
-Zayn?
-Rose?  Rose!
-Cii…
-Przepraszam.
-Co się stało?
-Jak się czujesz?
-Um, dobrze. Czy ja… czy ja byłam nieprzytomna?
-Nie. Spałaś.
-To był tylko sen tak? Twój telefon nie zadzwonił, że masz spotkanie i nie wysz…
-To akurat nie był sen.
-Więc co się stało?
-Lekarz powiedział, że podano ci dawkę chlorku potasu.
-To znaczy?
-Twoje serce się zatrzymało i… i gdyby nie szybka reanimacją mogłabyś… boże mogłabyś umrzeć!
-Ciii…. Spokojnie. Żyję prawda?
-To był koszmar, jeszcze nigdy w życiu się tak nie czułem…
-A co z… dzieckiem?
-Jeszcze nie wiadomo do końca czy będzie zdrowe jak się urodzi, ale żyje.
-Um, cieszę się, że nic mu nie jest…
-Tak...
-Co się stało?
-Nie, czemu pytasz?
-Jesteś jakiś… nieobecny.
-Nie, zdaje ci się. Policjanci czekają za drzwiami.
-Po co?
-Chcą przeprowadzić z tobą wywiad.
-W jakim celu?
-Chcą znaleźć sprawcę, osobę, która podała ci chlorek potasu.
-Um, rozumiem.
Zayn pocałował mnie namiętnie i opuścił pomieszczenie. Po chwili ujrzałam dwóch policjantów. Zadawali różne pytania i na każde starałam się odpowiedzieć. Opowiedziałam im dziwną sytuacje z niby pielęgniarką i okazało się, że wcale taka osoba nie pracuje w szpitalu. Jeszcze tego samego dnia wieczorem dostałam telefon od policji, że znaleźli ową kobietę. Podobno przyznała się do tego mówiąc, że bardzo kocha Zayna i będzie jego żoną a ja im w tym przeszkadzam. Idiotyzm. Będzie sprawa w sądzie w poniedziałek. Zapewne posądzą ją o próbę zabójstwa i dostanie ze 3 lata.
Kolejny dzień w szpitalu zleciał szybko. Na szczęście lekarz pozwolił mi wrócić do domu tak jak było to ustalone tydzień temu. Warunkiem jest to, że za tydzień musze przyjechać na kontrolę.
Nadeszła sobota. Praktycznie zaraz po śniadaniu przyjechał Zayn z Christopherem. Byłam taka szczęśliwa, że w końcu go widzę.
-Mama!
-Synku!
Malec podbiegł do mnie, a ja szybko wzięłam go na ręce i mocno przytuliłam.
-Tak się za tobą stęskniłam!
-Ja baldziej!
-I jak było w domu?
-Byliśmy cały cas u wujków.
-O! I jak było?
-Bawiliśmy się wsyscy i jezdziłem z nimi na plóby i w ogóle było supel!
-No to fajnie.
W tym czasie Zayn zaniósł moje rzeczy do samochodu. Kiedy przyszedł przywitałam się z nim pocałunkiem.
-Tęskniłam.
-Oh, każdy tęsknił.
-Jedziemy?
-Na początku trzeba jechać do sklepu i zrobić zakupy do domu.
-Um, no dobrze.
Kiedy byliśmy już w supermarkecie Chris zaczął biegać wszędzie i wybierać słodkości. Postanowiłam zapytać Zayn o urodziny.
-A co z urodzinami? Powiedziałeś, że wszys…
-Nie martw się kochanie. Wynająłem salę niedaleko centrum i…
-Wynająłeś salę? Zayn, nie musiałeś tego robić…
-Wiesz ile takich urodzin straciłem?
-Tylko 3…
-Aż 3. Te były najważniejsze. Chciałem…
-Zayn.
Trzymaliśmy się za ręce, więc łatwo mi było go zatrzymać. Objęłam dłońmi jego twarz i spojrzałam prosto w oczy.
-Nie musisz nic udowadniać. Prawda jest bolesna, ale przeszłość nie może nami zawładnąć. Liczy się to co jest teraz i co zrobić, żeby jutro było jeszcze lepsze.
-Wiem, że nie musze nic udowadniać, ale chcę. Już niedługo zaczyna się trasa, więc nie będziemy widzieli sie jakieś pół roku…
-Wiem, ale uda się. Zobaczysz. Przeszliśmy już za dużo złego teraz może być tylko lepiej.
-Mam taką nadzieję.
Pocałowałam chłopaka i wróciliśmy do zakupów. Godzinę później siedzieliśmy już w domu i piliśmy herbatę w kuchni.
-Tatooo.
-Tak?
-Skąd się biorą dzieci?
Oboje zakrztusiliśmy się gorącym napojem i spojrzeliśmy na siebie osłupieni.
-A skąd to pytanie?
-Dzieci w szkole mówią, ze jestem wysoki jak bocian i mam ciemniejsą skólę dlatego, ze psyniósł mnie bocian z Aflyki.
Żeby nie wybuchnąć śmiechem odwróciłam głowę w drugą stronę i udawałam, że swędzi mnie kostka.
-Nie, dzieci nie przynosi bocian. To tylko takie żarty. Masz ciemniejszą skórę dlatego, że ja mam ciemniejszą skórę.
-To skąd się biolą dzieci?
Zayn pojrzał na mnie z miną zbitego psa. Zrobiło mi się go szkoda, musiałam mu pomóc.
-Widzisz synku, kiedy kobieta i mężczyzna się kochają to mężczyzna daje kobiecie nasionko, które kobieta nosi w brzuchu aż 9 miesięc. To ziarenko to mały dzidziuś i kiedy jest już duży i silny kobieta pozwala mu wyjść. Tak rodzą się dzieci.
-Cyli nie psyniósł mnie bocian?
-Nie, w żadnym przypadku.
-To dobze.
Mały pobiegł bawić się do salonu a chłopak spojrzał na mnie ze zdziwioną miną.
-Hym?
-Powiedziałaś mu o tym wszystkim w taki łatwy sposób i nawet nic się nie zastanawiałaś…
-Byłam już dawno przygotowana na to pytanie.
-Tak po prostu?
-Yhym. Znaczy… Jeszcze jak byłam w ciąży poszłam parę razy na spotkania młodych mam. Rozmawialiśmy na rożne tematy i w tym padło to pytanie od jakiejś dziewczyny. Kobiety wytłumaczyły nam co mówić.
-Ale ty jesteś mądra.
-Oj tam, lepsze to niż…  
Zaczęłam się śmiać i podeszłam do chłopaka, usiadłam mu na kolanach i zachłannie pocałowałam.
-Muszę troszczyć się o nowe ziarenko nie uważasz?
-Musimy się o nie troszczyć.
-Kocham Cię.
-Ja ciebie kocham bardziej.
Chłopak odwzajemnił pocałunek i pogłaskał lekko mój policzek.
-Powinniśmy szykować się na przyjęcie.
-Już? A nie powinniśmy pomóc w czymś reszcie? –
Wszystko jest już gotowe.
-A zaprosiłeś wszystkich?
-Wszystkich o których mówiłaś.
-Dziękuję.
-To dla mnie przyjemność sprawiać, że się uśmiechasz…


___________________________________________
Przepraszam, że już tak dawno nie dodawałam rozdziału
(2 tygodnie normalnie). Grypa mnie złapała i cały tydzień
się z nią męczyłam a później nie miałam czasu się
zabrać do napisania czegoś. W końcu dzisiaj siadłam i
wyskrobałam co nie co. Mam nadzieję, że wam się podobało ;) 
Dziękuję za miłe komentarze pod poprzednim
rozdziałem ;* Oczywiście jak można było się domyślić, 
Rose nie umarła bo, przecież nie zabiję głównej
bohaterki. Dziecku postanowiłam odpuścić
ze śmiercią bo mam już dla niego inne plany ;P 
Tak więc czekam na kolejne szczere opinie
w komentarzach. 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D


Suchar dnia:
Czego nie ma w lesie iglastym?
-Nie ma lipy. 

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 43 ♥


WAŻNE! PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!

-Dzień dobry Panno McLaughter.
-Dzień dobry.
Spojrzałam na pielęgniarkę pytającym wzrokiem. Była dość wysoka i wyglądała na około 20 lat. Miała Krótkie, mocno kręcone włosy, bladą cerę i niebieskie oczy.
-O co chodzi?
-Nie widziałam Pani tutaj wcześniej…
-Oum… Znaczy ja… Jestem tu pierwszy dzień.
-Rozumiem. A co to za strzykawka?
-To? To… to są Pani witaminy.
-Lekarz nic nie wspominał  o dodatkowych witaminach.
-Um, nie musiał.
Kobieta podała mi przyniesiony zastrzyk i z lekkim uśmiechem spojrzała na mnie.
-Może się Pani po nich trochę dziwnie czuć, ale to normalne.
Kiwnęłam nikle głową i oparłam się wygodnie o łóżko.
-On i  tak będzie mój…
-Słucham?
-Um, nic nie mówiłam.
Kobieta opuściła mój pokój i wyszła. Kilkanaście minut później odwiedził mnie Zayn.
-Cześć kochanie.
-Czeeeść.
-Ja się czujesz?
-Um, dobrze. Już nie mogę się doczekać aż wrócę do domu.
-Jeszcze tylko dwa dni.
-Taa, w końcu. Trochę mi się tu dłuży.
-Tęsknimy za tobą.
-No właśnie mi też, ale to dla dobra naszego dziecka.
-Wiem, wiem kochanie.
-Lekarz mówi, że mój organizm dobrze przyswaja wszystkie witaminy i maleje ryzyko poronienia.
-To cudowna wiadomość!
-Tak! Tez się ucieszyłam. A co z przyjęciem? Nie zdążę nic przecież zrobić nawet jeśli wypisują mnie przed południem.
-O nic się nie martw, Eleanor z Louisem i w ogóle wszyscy się za to zabrali no i oczywiście ja tez pomagam.
-Uf, to dobrze. A właśnie Zayn…
-O co chodzi?
-Nie było okazji do porozmawiania o tym… Co jest miedzy Harry’m a Liam’em? Znaczy ja wiem bo rozmawiałam z Niall’em, ale wiesz…
-Haza się wyprowadził do rodziny, żeby każdy mógł ochłonąć.
-Ale przecież niedługo trasa…
-Wiemy o tym… Liam powiedział, że na czas trasy weźmie nikły rozejm aby nie robić żadnych kontrowersji, ale i tak nigdy mu tego nie wybaczy…
-Nie dziwię mu się…
-Gdyby zrobił to tobie to… to chyba bym go zabił…
-Zayn…
-Taka prawda, nic na to nie poradzę. Jesteś ważniejsza niż moi przyjaciele, sława, kariera a nawet życie osobiste…
-Nie rozmawiajmy już o tym dobrze?
-Dobrze. Kocham cię mocno.
-Ja ciebie też kocham.
-Jak Chris?
-Wszystko w porządku, trochę tęskni za mamą. Wczoraj wieczorem przyjechał do nas Niall i spytał się małego czy chciałby siostrzyczkę albo braciszka. Christopher siedział i zastanawiał się aż w końcu krzyknął, że nie. Spojrzałem się na niego wystraszonym wzrokiem a on nagle w śmiech. Po chwili mówi, że szkoda, że nikt nie zrobił zdjęcia naszym minom po czym podbiegł do mnie i wdrapał się na kolana. Nie wiedziałem o co mu chodzi. Przytulił się do mnie mocno i spytał czy jak powie, że chce braciszka to czy przestaniemy go kochać.
-Ooo… biedne maleństwo…
-Ucałowałem go w główkę i wytłumaczyłem, że będziemy kochać go tak samo mocno i nic się nie zmieni oprócz tego, że będzie starszym bratem i będzie musiał się dzielić. Chyba mu to wcale nie przeszkadza bo tylko się promiennie uśmiechnął i poszliśmy w coś zagrać grać, ale cały czas chodził i mówił, że chce braciszka.
-Ciekawe jak to będzie jak naprawdę urodzi się dzidziuś to czy będzie taki zadowolony.
Zaśmialiśmy się oboje a Zayn położył się obok mnie, mocno przytulił i pogłaskał po brzuchu.
-Chciałbym, żeby była to dziewczynka…
-Dziewczynka?
-Tak, dziewczynka. Coś w tym złego?
-Ojcowie zazwyczaj chcą synów, a szczerze to ja wolałabym chłopca…
-Czemu chłopca? Dlatego, że Chris chce brata?
-Nie, tak jakoś po prostu. Chyba nawet nie potrafię wyjaśnić czemu.
Uśmiechnęłam się do niego lekko skonsternowana.
-Nie ważne czy to będzie chłopak czy dziewczynka… Będę je kochał tak samo jak Christophera.
-Um, ja także.
Pocałowałam go namiętnie i zostało mi tylko żałować, że nie jesteśmy w domu. Kto wie co mogłoby się wydarzyć. Szybko odgoniłam brudne myśli, żeby dotarło do mnie, że jesteśmy w szpitalu. Poleżeliśmy wspólnie jeszcze kilka minut dopóki nie rozdzwonił się telefon chłopaka.
-Halo?! ... Teraz?! … Jestem z Rose. … Nie możemy za jakieś pół godziny? … No dobra, dobra. Już jadę.
-Kto to?
-Paul. Musimy koniecznie w tej chwili wszyscy jechać na jakieś zebranie dotyczące trasy.
-Um, rozumiem.
-Ugh, przepraszam Cię kochanie. Chciałbym zostać z tobą dłużej, ale nie mogę.
-Rozumiem, to twoja praca. O nic się nie martw.
-Jak tylko będę mógł to odwiedzę Cię wieczorem z Chris’em.
-Nie mogę się doczekać.
-Kocham Cię tak mocno, że nawet nie mogę tego powiedzieć.
Zayn pocałował mnie namiętnie jakby był to nasz ostatni pocałunek.
-Ja i tak kocham ciebie bardziej.
Zaczęło kręcić mi się w głowie i zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale odprowadziłam chłopaka do wyjścia. Uznałam, że trochę się przejęłam, że musi już jechać. Położyłam się na łóżku, ale poczułam się jeszcze gorzej. Ostatkami sił nacisnęłam przycisk obok łóżka, który ma zawiadomić lekarza, ze coś się ze mną dzieje. Czułam się dziwnie i miałam wrażenie, że moje serce zwalnia. Oddech zaczął grząźć mi w gardle i zrobiło mi się sucho w ustach. Czy ja umieram? Pierwszy raz w życiu się tak źle czuje. Po chwili zbiegli się do mnie lekarze.

~Zayn~
Wyszedłem od Rose bardzo zdenerwowany, że akurat teraz musi być to cholerne zebranie. Przeczesałem ręką włosy i ruszyłem do windy, która już nawet na przekór wszystkiemu właśnie się zamknęła. Oparłem się o ścianę obok, ale nagle zobaczyłem mrugające czerwone światło nad którąś z sal. Przybiegła jakaś pielęgniarką, ale zaraz zawołała inne pielęgniarki i lekarza. Kurcze, ale ich się zbiegło. Ciekawe co się stało… Przecież to szpital, więc raczej normalne. Jakieś dziwne uczucie kazało mi podejść i zobaczyć co się dzieje. Nagle zdałem sobie sprawę, że to sala Rose. Ze łzami w oczach pobiegłem w jej kierunku. Szybkim ruchem ręki otworzyłem drzwi. Było tam dwóch lekarzy i chyba trzy albo cztery pielęgniarki, w tym jedna próbowała wyrzucić mnie za drzwi.
-Jestem jej narzeczonym! Jestem jej narzeczonym!
-Proszę stąd wyjść, dla bezpieczeństwa wszystkich i spokoju.
Nagle usłyszałem pisk maszyny kontrolującej pracę serca. Czy mój świat się właśnie zawalił czy po prostu to jest jakiś pojebany sen i zaraz zadzwoni budzik. Uderzyłem się w twarz. Nic. Uderzyłem mocniej. Nic. Dalej jestem w sali Rose z piszczącymi maszynami. Lekarze kręcili się jeszcze wokół niej, ale do mnie już nic nie docierało. Opadłem na ziemię i zakryłem głowę rękoma, jakby ktoś miał właśnie w nią uderzyć kijem bejsbolowym. Nic już nie słyszałem, była głucha cisza…


______________________________________
Zdałam sobie sprawę (brawa dla mnie -.-), że to całe
wypisywanie o braku komentarzy jest żałosne.
Fakt faktem mam dużo obserwatorów, ale ludzie są
tylko ludźmi i może po prostu nie chcą albo nie mają czasu
czytać (sama zaniedbuje opowiadania i jestem strasznie w tyle że
OMG i cały czas mówię, że będę czytać i wgl. ale tak na prawdę
nie mogę się do tego zabrać. Przepraszam.)
Nie będę już truć. Po prostu dziękuję tym wytrwałym,
którzy ciągle są ze mną i czytają to coś, dziękuje :*
Zbliża się koniec półrocza, więc rozdziału możecie oczekiwać dopiero 
jakoś po 19. Zaczynam ferie i może jakoś nadrobię co nie co z opowiadań xD
Od razu mówię, że nie mam czasu zajmować się nominacjami, więc
nie nominujcie mnie. Zrobię jeszcze jedną nominację,
która jest w zakładce "nominacje" i koniec. 
Jak tam po świętach u was? Wszyscy zdrowi? :P 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D


Suchar dnia:
-Boli mnie głowa.
-Kiedy mnie bolał ząb, wyrwałem go.