niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 42 ♥

WAŻNE! PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!

-Słucham? To chyba jakaś pomyłka!
-Nie proszę Pani. Wszystko się zgadza. Jednak są pewne komplikacje…
-O co chodzi?
-Badania wykazały, że pani organizm jest strasznie osłabiony, ma Pani niedowagę i widoczny brak zasobów witamin. Odchudza się Pani?
Zamilkłam. Co miałam powiedzieć? Oczywiście, że tak bo każda kobieta chce być piękna i szczupła a przecież ja jestem okropnie gruba? Obiecałam Zayn’owi, że się nie będę odchudzać i jest to prawda, ale nic na to nie poradzę, że nie mam ochoty na jedzenie i nie przytyję.
-Rose…
Zayn spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem i wymusił odpowiedź.
-Um, wcześniej tak, ale obecnie staram się jeść normalnie.
-Musi Pani zostać kilka dni w szpitalu na odpowiednich kroplówkach, które odżywią organizm. W innym przypadku straci Pani dziecko.
-Oum, a ile to już…
-Na razie to stadium bardzo wczesne, zaledwie kilka dni.
Lekarz spojrzał po raz ostatni na mnie i opuścił salę pozostawiając nas w osłupieniu. Po chwili chłopak dostał telefon, który przerwał ciszę.
-Co?... Um, jesteśmy w szpitalu… Nie, nie przyjeżdżaj tu, nie chce, żeby mały na razie widział Rose… Nie, nic się nie stało… Zaczekaj, zaraz tam będę…
-Kto to?
-Um, Niall. Przywiózł już Chrisa, więc lepiej do niego pojadę.
-Dobrze. Przywieź go jutro. Zadzwonię do mamy i powiem im…
Chłopak kiwną głową, wstał z krzesła i chciał opuścić mój pokój.
-Zayn?
-Tak.
Stał do mnie tyłem, trzymając rękę na klamce. Nie mam pojęcia dlaczego się tak zachowuje. Jest zły, ze jestem w ciąży? O co mu teraz chodzi…
-Nie chcesz tego dziecka prawda?
-Co?! Rose co ty wygadujesz?!
Odwrócił się w moją stronę i podszedł do łóżka. Był wkurzony, ale i smutny…?
-Zachowujesz się tak, jakbyś był na mnie zły, że jestem w ciąży…
-Nie o to chodzi…
-A o co?
-Rose, zobacz w jakim jesteś stanie. Dziecko, które jest tam w tobie, ta cudowna istota. Ona może umrzeć. Nie chcę przywiązywać się do czegoś, co mogę stracić…
-Zayn…
-Nie chcę stracić Ciebie… Tego dziecka także, ale jeśli mam wybierać to zawsze wybiorę Ciebie…
-Zayn… Nie mam zamiaru się poddawać. Zostanę tu kilka dni i wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Uśmiechnęłam się nikle do chłopaka, żeby dodać mu otuchy i jakoś przekonać go, że wszystko będzie dobrze.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie kocham bardziej.
Podszedł do mnie i mocno pocałował, po czym opuścił pomieszczenie. Położyłam się wygodnie i zaczęłam się nad wszystkim zastanawiać. Christopher był nieplanowanym i nieślubnym dzieckiem. Jeden dzień po naszych zaręczynach dowiaduję się, że jestem znowu w ciąży. Dlaczego nie mogło to się stać kiedy będziemy już po ślubie. Jeszcze teraz trasa chłopaków… Leżałam tak jeszcze przez dłuższy czas aż przypomniało mi się, ze mam zadzwonić do mamy. Sięgnęłam po telefon, który leżał na biurku.
-Halo?
-Cześć mamuś.
-No cześć skarbie. Co się dzieje?
-No dzwonię właśnie, żeby spytać kiedy mieliście zamiar do nas jechać?
-No planowaliśmy wyjazd jutro. Coś się dzieje?
-Niby tak a niby nie. Jestem w szpitalu. Nic się nie stało. Prosiłabym żebyście przyjechali dopiero w sobotę na urodziny dobrze? Nie będzie mnie w domu przez ten czas.
-Rose! Kochanie moje, co się dzieje?
-Mamo…
-Tak?
-Obiecaj, że nie przyjedziecie bo jestem wykończona. Nie chcę żebyście siedzieli sami w domu.
-Dobrze, ale powiedz co Ci jest!
-Nic, to tylko jakieś rutynowe badania bo schudłam ostatnio, ale wszystko jest w porządku. Musze zostać tu kilka dni.
-Rose…
-Ja wiem mamo, ale nie martw się. Wszystko jest dobrze. Kocham Cię.
-Niech Ci będzie, ufam, że mówisz prawdę. Jak tam Christopher?
-Um, dobrze. Jest z Zayn’em w domu, jutro do mnie przyjadą.
-Rozumiem. Wiesz słońce, musze już kończyć bo Erin mnie woła.
-Dobrze. Pozdrów ją ode mnie.
-Oczywiście.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Kobieta rozłączyła się. Jej głos nie brzmiał na zbytnio zadowolony, okłamałam ją. Jestem okropną córką, siostrą i matką. Pełnym prawem mogłabym nazwać siebie dziwką. Nie to, ze żałuję tego dziecka, ale moje życie wyglądałoby zapewnie inaczej niż jest teraz… Musze zadzwonić do Patric’a i powiadomić go, że nie mogę przyjść do pracy. Wybrałam numer do chłopaka.
-Czeeść Rose. Jak się czujesz?
-Cześć Patric. Dzwonię z wielkimi przeprosinami bo nie będzie mnie w pracy w tym tygodniu, przepraszam… Czekaj, czekaj. Jak się czuję?
-Rozumiem, wiem wszystko. Dzwoniłem do ciebie wcześniej, ale odebrał Zayn i wszystko wyjaśnił. Nic się nie martw, wszystko będzie dobrze.
-Um, rozumiem. A jak twój ojciec?
-Dobrze. Czuje się już znacznie lepiej i może za tydzień wróci do pracy.
-Ooo, to świetnie. Cieszę się, że z nim wszystko w porządku bo to jest naprawdę miły mężczyzna. Pozdrów go ode mnie.
-Oczywiście. Um, Rose…
-Tak?
-Zayn powiedział, że jesteś w szpitalu. To cos poważnego?
-Um, Patric… Zbytnio nie mam ochoty Ci o tym opowiadać, ponieważ to nie jest nic pewnego, ale nie martw się. Wszystko jest w porządku, naprawdę.
-Oh, rozumiem. Trzymaj się kochanie i pozdrów maluchy. Oj –zaśmiał się głośno- znaczy malucha, przejęzyczenie.
-Oczywiście.
-Trzymaj się ciepło i dużo odpoczywaj, a o firmę się nie martw.
-Tak jest Panie generale.
-Bardzo śmieszne Panno Rosalie.
-Odpoczywaj. Do zobaczenia już nie długo.
-O właśnie, zapraszam na urodziny Christophera w sobotę o 17.
-Z wielką przyjemnością.
-Dobrze, wiec do soboty.
-Do soboty, paa.
-Paa.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na jego poprzednie miejsce. Po rozmowie z przyjacielem poprawił mi się humor. Uwielbiam go po prostu, ale mam tyle szczęścia, że jest homo. Uśmiechnęłam się sama do swoich myśli i ułożyłam wygodnie na łóżku. Może następny dzień będzie o wiele przyjemniejszy. Zatonęłam w cudownym śnie. Nie wiem jak długo byłam w kranie snu, ale zdawało mi się, że kilka minut. Usłyszałam ciche mlaskanie i czułam czyjś wzrok na sobie. Wywiercał dziurę w moim wnętrzu. Skanował mnie od stup do głowy. Powoli odtworzyłam oczy i zobaczyłam zamyśloną twarz blondyna. Z wielką zawziętością zajadał się żelkami robiąc przy tym dużo ‘hałasu’.
-Niall?
-We własnej osobie.
-Która jest godzina?
-Dokładnie punkt 19.35
-Kiedy przyjechałeś?
-Chyba jakoś przed 19.
-I siedziałeś tutaj tyle czasu?
-A czemu nie…
Chłopak wyglądał na przygnębionego, ale za wszelką cenę starał się ukryć swój obecny stan. Usiadłam wygodnie opierając się plecami o zagłówek łóżka.
-No, więc mów co Cię gnębi.
-Co?
-Tylko kiedy jesteś zmartwiony, denerwująco jesz żelki i udajesz, że się uśmiechasz chociaż w twoich oczach widać niewielkie łzy bólu. Niall… co jest? Mi możesz powiedzieć.
Blondyn przestał mlaskać i połkną zawartość swoich ust, po czym odłożył paczkę słodyczy na szafką obok mnie. Oparł łokcie na kolanach, zatapiając swoje dłonie we włosach. Wziął głęboki wdech i wypuścił go z drżeniem.
-Zayn mieszka razem z małym i tobą. Lou stara się spędzić z Eleanor jak najwięcej czasu przed trasą. A ja musze wysłuchiwać codziennych kłótni Harr’ego i Liam’a i martwić się swoimi problemami.
-O co się kłócą?
-Wiesz, że Liam ma nową dziewczynę?
-Wiem.
-Okazało się to była kiedyś pierwsza miłość Harr’ego, ale wyprowadziła się i zerwali ze sobą kontakt. Chłopak jak się dowiedział, że teraz jest z Li chciał za wszelką cenę ją odzyskać. Kiedyś Sophia przyszła do Liam’a, ale go nie było bo byliśmy razem na zakupach spożywczych i w ogóle. Harry z nią siedział. Boże co za idiota. Wiesz co zrobił?! Zmusił ją do seksu! Jak wróciliśmy zobaczyliśmy ich. Dziewczyna cały czas praktycznie krzyczała, płakała i szarpała się. Widać było, że tego nie chciała. Li popadł w jakąś furię i myślałem, że zabije Hazze. Rozdzieliłem ich, ale trochę sam oberwałem. Liam zabrał Sophie do jej domu i nie wrócił do domu przez jakieś dwa dni. Od tamtego czasu ta dwójka cały czas się kluci i zdarzają się jakieś potyczki dlatego Harry go unika.
-Boże… Nie wiedziałam, że lokowaty jest do tego zdolny…
-Nikt nie wiedział… Ten obraz jego jak ich zobaczyliśmy… Cały czas mam to przed oczami.
-Straszne…
-Wiem…
-A jaki jest twój powód zamartwień?
-Długa historia.
-Mamy czas…
-Ale obiecaj mi coś.
-Cokolwiek to będzie, obiecuje.
-Nie mów hop, dopóki nie przeskoczysz.
-Przeskoczyłam jak tylko was poznałam…
-Jak uważasz tylko nie wyciągaj pochopnych wniosków, dobrze?
-Dobrze.
Przez cały czas Niall patrzył mi głęboko w oczy. Szukał pocieszenia i rozmowy, której bardzo mu brakowało. Same problemy kręcą się wokół nas, a sami nie wiemy jak sobie poradzić. Przyjaźń jest naszym lekarstwem, tyle że jest nawet bardziej wymagająca od miłości. Miłość może być nieodwzajemniona, przyjaźń zawsze wymaga obustronności. Nie można być czyimś przyjacielem nie będąc uważanym za przyjaciela przez tego kogoś. Nie zawsze przyjaciel potrafi doradzić, ale wystarczy, że wysłucha lamentu zranionej duszy. Uśmiechnie się i weźmie w swoje ramiona pokazując, że zawsze można na niego liczyć. Bez względu na to jaki jest to problem, wspólnie dadzą sobie radę.
-Kiedy miałem 18 lat rodzice chcieli, żebym się ożenił z wybraną przez nich dziewczynę. Nie byłem na to gotowy bo to  przecież nie jest nawet połowa mojego życia. Byłem tak zły na wszystko, że poszedłem do jakiegoś klubu i poznałem nawet fajną dziewczynę. Zaczęliśmy ze sobą chodzić. Nie znaliśmy umiaru i kochaliśmy się we wszystkich możliwych miejscach. To była chyba jakaś obsesja.
-Po co mi o tym opowiadasz?
-Proszę, wysłuchaj.
-Um, kontynuuj.
-Alex, bo tak miała na imię, zaszła w ciążę. Cieszyliśmy się z tego dziecka, ale jej rodzice uważali, że nie jesteśmy jeszcze na tyle dorośli i odpowiedzialni, żeby je wychować. Namawiali ją, żeby oddała dziecko. Uwierzyła im na słowa, że nie damy sobie rady, nawet nie starała się walczyć z nimi. Od tak pewnego dnia przyszła do mnie i powiedziała, że popiera zdanie swoich rodziców. Zostawiłem ja i starałem się zapomnieć. Od tego dnia zerwaliśmy wszelakie kontakty.
-Niall…
-Kiedy widzę Christophera, zastanawiam się czy to jest chłopiec czy dziewczynka. Gdzie mieszka, jak wygląda. Ja i Alex mieliśmy siebie a ty wychowałaś go sama, fakt miałaś pomoc rodziców, ale ja pewnie tez bym miał. Nie byliśmy sami a poddaliśmy się. Ty nie. Chciałbym mieć twoją odwagę i zatrzymać swoje dziecko przy sobie te trzy lata temu, ale niestety nie umiałem. Teraz chcę je odnaleźć…
-Jesteś na to gotowy? To nie będzie łatwe, ponieważ ono nie będzie Cię znało. Jesteś po prostu kimś obcym… A do tego jak je odnajdziesz?
-Nie mam pojęcia, ale muszę spróbować…
-Nie sprawi Ci to bólu, kiedy zobaczysz jak do tych obcych ludzi będzie mówić „mamo” albo „tato”?
-Pewnie tak, ale chcę zobaczyć czy ma godne warunki do życia, czy jest zdrowe.
-A jeśli nie, co jeśli nie daj Boże tego nigdy, ale ma jakąś nieuleczalną chorobę. Nie poradzisz sobie z tym.
-Wątpisz we mnie?
-Nie Niall, oczywiście, że nie. Ja się po prostu martwię. Masz wiele problemów z chłopakami, sława a jak dojdzie dziecko? Widzisz jak to jest pomiędzy mną a Zayn’em…
-Macie cudowna rodzinę. Synka, jesteście zaręczeni czyli niedługo ślub.
-To nie jest takie kolorowe jak się może wydawać. On jest sławną osobą. Co prawda mamy tyle szczęścia, że każdy się przyzwyczaił do Christopher’a i nie wypisują o nas w gazetach, nie nękają nas paparazzi i gazety, ale to i tak nic. Zobacz jak skończyliśmy… Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale wpadliśmy, to do tego doprowadziło. Wątpię, żeby Zayn interesowałby się mną, gdyby nie jego syn. To nie jest zwykły i prosty związek, a chciałabym żeby był. Może niczego nam nie brakuje, ale nie mamy czasu dla siebie, zapominamy o zaufaniu przez co się kłócimy. Okłamałam rodziców bo nie chciałam im mówić, że jestem szmatą i mam już drugie nieślubne dziecko…
-Boże Rose, nie jesteś szmatą i wybij to sobie z głowy!
-Taka jest prawda. Nie mówię tego, że czegoś żałuję. Christopher jest najlepszą częścią mojego życia i najlepszą podjętą decyzją, ale i nie żałuję tego dziecka, które jest teraz we mnie…
-Czekaj, czekaj! Czemu rozmawiamy o jakimś drugim dziecku?!
-Zayn nic Ci nie powiedział?!
-Boże Rose… Je-Jesteś w ciąży?
-Tak powiedział lekarz…
-Um, to świetnie.
-Coś nie tak?
-Zayn jakoś nie wyglądał na ‘dumnego ojca’…
-Lekarz powiedział, że mój organizm jest strasznie osłabiony, mam niedowagę i brak witamin.
-Co w związku z tym?
-Mogę stracić dziecko…
-Um, nie stracisz go prawda?
-Musze zostać tu kilka dni i wszystko będzie dobrze.
-Rozumiem, mam nadzieję, że w końcu wszystko się jakoś ułoży.
-Nadzieja matką głupich jak to mówią...
-Tak mówią Ci, którzy ją stracili. Ja ciągle wierzę.
-Obyś nigdy nie zwątpił.
-Nawzajem.
Chłopak podszedł i pocałował mnie lekko w policzek.
-Przepraszam za tamte pocałunki. Gdzieś w środku mnie zapaliło się światełko miłości do ciebie. Zdałem sobie sprawę, że jesteś powodem mojego uśmiechu i zawsze mogę na Ciebie liczyć. Jesteś kimś, kto gości w mojej głowie 24 h na dobę, 7 dni w tygodniu. To, jak patrzysz mi w oczy przypomina mi całą definicję słowa "szczęście", która tylko dzięki Twojej obecności przybrała zupełnie nowe znaczenie. Nikt nigdy nie dał mi tego, co Ty dajesz jednym spojrzeniem, słowem, gestem… Nie mam zamiaru popsuć twojego życia. Bez względu na wszystko, moje uczucie do Ciebie się nie zmieni.
-Niall…
-Wracaj do zdrowia.
Pożegnał się i wyszedł zostawiając mnie w osłupieniu. Nie można tak szastać czyimiś uczuciami! Nie, nie! Muszę zagłuszyć te myśli… Mam 21 lat, cholera to jest dopiero początek mojego życia, powinnam wstawać każdego ranka z uśmiechem na ustach, bo każdy ranek to nowy początek. Nawet widząc deszcz i mgłę za oknem. A ja zakrywamy kołdrą głowę i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka tyle, że nie jest to takie proste. Jestem jak rozbitek, którego statek tonął w najgorszych męczarniach. Odnajduję spokój w samotności i myślach. Sama błądzę po świecie. Odkrywam nowe rzeczy i poglądy, które w przyszłości na pewno mi się przydadzą. Staje się ostrożniejsza i każde nowe zdarzenie dokładnie interpretuje. Ktoś kiedyś śmiał powiedzieć: „życie bez grzechu to nie jest życie”, ale czy jest ono warte tego grzechu…?

______________________________________
Uwaga, uwaga!
Na początku to co najważniejsze, czyli narzekanie.
Brak komentarzy zmusza mnie do rozważani opcji,
aby wcześniej skończyć to opowiadanie.
Od dzisiaj komentarze będą modernizowane 
co oznacza, że anonimy bez podpisów będą usuwane.
Nie wiem co sądzę o tym rozdziale,
ale chyba nie jest taki zły. Czekam na wasze 'szczere' opinie ;)
Dodatkowo w związku ze zbliżającymi
się świętami Bożego Narodzenia, życzę Wam
Spełnienia wszystkich marzeń,
nawet tych najskrytszych. 
Dużo miłości bo to ona jest napędem naszego życia.
Prawdziwych przyjaciół a nie ludzi
fałszywych, które czerpią z tego korzyści. 
Dużo udanych imprez,
nieskończonych faz, żebyście mieli co wspominać na stare lata.
Ogromnej wyobraźni i optymizmu. 
Zdrowia i pomyślności we wszystkich działaniach.
No i oczywiście ONE DIRECTION w Polsce!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D

Suchar dnia:
- Jakich kamieni jest najwięcej w morzu?
- Mokrych.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 41 ♥


-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak często… Rozmyślałem nad tym dniem i byłem przygotowany na to, że możesz odmówić…
-Dlaczego?
-Chyba sobie powinnaś zadać to pytanie.
-Ja wiem… Jestem trudną osobą…
-Nie chodzi o to czy jesteś trudną osobą! Boisz się… boisz się zaufać.
-To nie prawda!
-Nie chcę się z tobą kłócić…
-Ja też nie, przepraszam.
Nastała miedzy nami cisza, którą na szczęście zagłuszała muzyka. Zayn trzymając ręce w kieszeniach spodni patrzył przez drzwi balkonowe a ja… Stałam wpatrzona w niego i analizowałam wszystkie słowa jakie do mnie powiedział. Przekrzykiwałam samą siebie. Straciłam go raz, nie mogę pozwolić żeby to się powtórzyło!
-Powinniśmy już wracać.
Chłopak odwrócił się i zaczął iść w kierunku drzwi.
-Zaczekaj!
Podbiegłam do niego i stanęłam naprzeciw.
-Nie chciałem żeby tak się to skończyło, ale się stało. Zapomnijmy o wszystkim i wracajmy, proszę.
-Nie! Nie chcę żeby tak się to skończyło. Nasza… nasza przeszłość jest już historią i… musze o niej zapomnieć.
Spojrzałam mu głęboko w oczy. Bił z nich strach i smutek. Widziałam jak się denerwował bo jego ciało było spięte. Uważnie przyglądał się mojej twarzy jakby ja skanował.
-Tak.
-Co „tak”?
-Zgadzam się.
-Rose, nie mam ochoty bawić się w zgadywanki…
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zaśmiałam się z jego smutnej miny, po czym wpiłam się namiętnie w jego usta. Kiedy oderwaliśmy się od siebie oparłam swoje czoło o jego.
-Chcę zostać panią Malik.
-Naprawdę?!
-Tak!
Na twarzy Zayna pojawił się ogromny uśmiech. Mocno mnie objął i odwzajemnił pocałunek, po czym ponownie wyciągnął pudełeczko i nałożył pierścionek na mój palec.
-Wygląda idealnie.
-Dla mnie ty jesteś idealna.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Ktoś właśnie uświadomił mi, ile znaczę dla niego. To najpiękniejszy dzień w moim życiu. Zostaliśmy jeszcze w tym cudownym miejscu dość długo. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i rozmawialiśmy o trasie, która już za kilka dni się zacznie i Zayn będzie musiał wyjechać, o urodzinach Chrisa, które są już w piątek, o mojej pracy, o naszych rodzinach a nawet o przeprowadzce. Tyle się teraz dzieje, że mój mózg nie nadąża z przyswajaniem tego wszystkiego. Skończyliśmy zaczętą butelkę wina i postanowiliśmy wracać.
-Ciekawe jak tam chłopaki i mały…
Zaczęło mnie to zastanawiać, kiedy przeszliśmy przez próg domu.
-Na pewno wszystko w porządku.
-Tsam… Mógłbyś zadzwonić do nich?
-Um, oczywiście.
-Ja idę się szybko ogarnę i przyjdę do ciebie.
-Dobrze.
Udałam się do pokoju i zdjęłam szpilki, wyciągnęłam z szafy luźną koszulkę i dresy po czym poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam się i włosy spięłam do góry w koczka. Kiedy miałam wychodzić zakręciło mi się w głowie i poczułam, że zaraz zwymiotuję. Podbiegłam do sedesu i wyrzucałam z siebie zawartość żołądka. Podeszłam do zlewu i opłukałam twarz i usta. Spojrzałam w lusterko i zobaczyłam strasznie bladą twarz a obok mnie przejęty Zayn. Uśmiechnęłam się nikle i odwróciłam przodem do chłopaka.
-Co tam u chłopaków?
-Wszystko w porządku. Bawią się w chowanego i przeze mnie kryjówka Niall’a w tej dużej szafie ze słodyczami została odkryta.
Zaśmiałam się lekko, ale po chwili skrzywiłam się z bólu jaki przeszedł przez mój brzuch.
-Rose, co jest? Co Cię boli?
Złapał za moją twarz zmartwiony Zayn, ale odepchnęłam jego ręce i pobiegłam do sedesu aby znowu zwymiotować. Chłopak stał obok mnie i gładził moje plecy. Nie chciałam żeby widział mnie w takich okolicznościach, ale się uparł i nie chciał odejść. Kiedy czułam się odrobinę lepiej umyłam zęby i poszliśmy do salonu.
-Chcesz coś do picia?
Podniosłam się z sofy.
-Nigdzie nie idziesz, siadaj.
-Uspokój się. Idę po szklankę wody a krótki spacerek do kuchni mi nie zaszkodzi. Chcesz coś do picia?
-Uhh, nie dziękuję.
Wzruszyłam ramionami i udałam się do wcześniej wymienionego pomieszczenia. Wyjęłam szklankę z szafki i podeszłam do lodówki. Wyjęłam zimną wodę niegazowaną i nalałam do naczynia. Wzięłam szklankę i udałam się do salonu, ale stając w progu poczułam silne zawroty głowy. Upuściłam przedmiot, który upadł i rozbryzgał się na małe kawałeczki, łapiąc się za głowę i upadając na kolana. Obraz przed oczami lekko zanikał. Usłyszałam głos Zayna, który rozpaczliwie krzyczał moje imię, ale nic już nie widziałam. Ogarnęłam mnie ciemność…
Powoli zaczęłam mrugać powiekami, które niestety nie miały najmniejszej ochoty na współpracę i utrudniały zadanie. W pomieszczeniu słychać było ciche piszczenie maszyn… szpitalnych? Kiedy w końcu otworzyłam szeroko oczy zobaczyłam, że jednak jestem w szpitalu. Panował półmrok, ale wszystko było widoczne. Skrzywiłam się, gdy doszło do mnie, że ktoś śpi na mojej dłoni, która zdążyła już zdrętwieć. Spojrzałam na swoją część ciała i zobaczyłam śpiącego Zayna. Spojrzałam na zegarek, który wisiał nad drzwiami. Wskazywał 17. Jak długo spałam? Przygryzłam wargę i wyswobodziłam rękę spod głowy chłopaka. Miejsce na materacu obok mojej ręki było lekko mokre, płakał? Pogłaskałam delikatnie jego policzek, na co Zayn zareagował cichym pomrukiem.
-Zayn? Kochanie?
Po chwili chłopak szybko podniósł głowę.
-Rose? Obudziłaś się!
-Taak.
Zaśmiał się nikle, kiedy zobaczył swój pierścionek… zaręczynowy odbity na jego policzku.
-Jaki mamy dzień?
Spytałam krzywiąc się bo bałam się odpowiedzi.
-Poniedziałek. Wczoraj wieczorem zemdlałaś i zadzwoniłem po pogotowie i przyjechali po ciebie i zabrali i byłem taki przestraszony i nie wiedziałem co mam zrobić.
Powiedział wszystko na jednym wdechu. Pogłaskałam do po twarzy i przyciągnęłam do siebie.
-Cii, już dobrze. Nic mi nie jest.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
Spojrzałam ze zdziwieniem na Zayna, ale nie zdążyłam zapytać go o co chodzi, ponieważ lekarz wszedł do sali.
-Dobry wieczór Panno Rosalie.
-Witam.
-Jak się Pani czuje?
-Um, dobrze.
Lekarz spojrzał na maszyny po czym zapisał coś na karcie, która wisiała na końcu mojego łóżka.
-Zrobiliśmy wszystkie niezbędne badania i wszystko już wiemy.  
-Rozumiem. Więc jaka jest przyczyna mojego obecnego stanu?
-Jest Pani w ciąży.


________________________________________
Czeeeeść! 
Mam dla was wspaniałą nowinę. Otóż dzisiaj
jest 9 grudzień co oznacza, że...
mam rocznicę bycia DIRECTIONERKĄ!
Moi drodzy to już dwa lata. Kurczę, ale zleciało.
Nie wiem nawet kiedy to zleciało hehs ;P
Tak więc postanowiłam zrobić wam mały prezent.
Rozdział nie jest długi a do tego pisany trochę pod presją czasu.
Od jutra mam egzaminy próbne, więc trzymajcie kciuki haha
A i jeszcze trzeba trochę po narzekać.
Szczerzę to nie cieszy mnie mała ilość komentarzy, ale 
chyba muszę dać wam spokój bo dobre i te kilka.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D

Suchar dnia:
Jak odchudza się Amerykanin?
-Jadąc rowerem do McDonalda.

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 40 ♥


-Niall zaraz przyjedzie.
-Po co?
-Zabrać małego.
Spojrzałam na Zayna pytającym wzrokiem, który doskonale ukazywał moja niewiedzą o czymkolwiek.
-Po co ma go zabierać?
-Moja niespodzianka? Dzisiaj? Nie pamiętasz? Mówiłem Ci przy kolacji…
-A no tak, ale myślałam…
-Nie martw się, Eleanor będzie z nimi.
Podszedł do mnie i pocałował.
-Przyjadę po ciebie o 17. Ubierz się ładnie, dobrze?
-Ładnie czyli?
-Załóż tą nową czerwoną sukienkę, którą Ci dzisiaj dałem.
-Ale ja dalej uważam, że była za droga i powinieneś ją zwrócić…
Stanęłam przed nim z założonymi rękami. Sukienka była prześliczna. Czerwona, przed kolano z dużym wycięciem na plecach i lekko odsłaniała ramiona, ale cena jaką zobaczyłam przy metce spowodowała wypadnięcie moich oczu z orbit. Nie ma szans żebym ją włożyła. Zanim Zayn zdążył odpowiedzieć, po domu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi.
-To pewnie Niall.
Ruszyłam, żeby otworzyć chłopakowi.
-Heej!
-No cześć!
Przywitaliśmy się niedźwiedzim uściskiem i ruszyliśmy do salonu.
-O Niall, dobrze, że jesteś. Rose powiedziała, że nie założy sukienki…
-Jak to?! To my się tyle oszukaliśmy po sklepach z tobą, żeby teraz to poszło na marne?!
-„My” czyli kto?
Wtrąciłam się w ich jakże cudowną rozmowę.
-No ja, Zayn, Louis i Eleanor.
-Boże… większej ekipy nie było.
Złapałam się za nasadę nosa i poszłam do pokoju Christophera, gdzie się bawił.
-Kochanie wujek Niall przyszedł.
-Wujek Niall!
Mały krzyknął radośnie i popędził do salonu. Wywróciłam oczami i wzięłam niedużą walizkę na rzeczy dla synka, skoro ma jechać na całą noc. Spakowałam mu pidżamy, ubrania na jutro, jego szczoteczkę do zębów i pastę dla dzieci. Płyn do kąpieli i kilka zabawek do wody. Obowiązkowo wszystkie leki oraz inhalator. Wrzuciłam jeszcze jego ulubioną książeczkę na dobranoc i kilka zabawek. Zasunęłam torbę i wróciłam do reszty. Niall i Chris bawili się na dywanie a Zayna już nie było. Blondyn był taki wciągnięty zabawą, że nawet nie zauważył, ze stoję w progu. Miał lekko zmierzwione włosy co nadawało mu takiego chłopięcego uroku, ale kiedy mówił do Chrisa lekko zachrypniętym głosem po moich plecach przechodziły ciarki. Po chwili chłopak odwrócił głowę w moją stronę z wielkim uśmiechem. W policzkach ukazały się bardzo słabo widoczne dołeczki. Przygryzłam wargę i odchrząknęłam.
-Um, to są jego rzeczy. Jak by coś to zadzwoń.
Chłopak wstał i ruszył w moją stronę stając bardzo blisko.
-Nie martw się tyle.
Delikatnie założył jedno pasemko moich włosów za ucho. Niall? Zalałam się rumieńcem i spuściłam głowę, po czym spojrzałam na niego zakłopotana. Nic nie powiedział a jedynie podszedł do małego i zaczął zakładać mu kurtkę i buciki  po czym sam się ubrał. Podeszłam do synka mocno go przytuliłam i pocałowałam w czoło.
-Zobaczymy się jutro skarbie.
-Wieem mamo.
Zaśmiał się radośnie.
-Um, pamiętajcie żeby go nie przemęczać i nie zapominajcie o lek achach i…
-Rose.
Przyłożył palec do moich ust, ale po chwili go zabrał.
-Nie martw się. Zayn zdążył nas już o wszystkim poinformować a nawet zapisaliśmy to na kartce.
Uśmiechnął się szeroko. Czy on musi być taki… hipnotyzujący? Od kiedy… Niall? Blondyn przysunął się do mnie i szepnął na ucho.
-Załóż tą sukienkę. Jak nie dla niego, to chociaż dla mnie.
Po czym pocałował mnie delikatnie w kącik ust i wyszedł zabierając małego.
BOŻE.
Stałam kilka minut w osłupieniu i wszystko dokładnie analizowałam. Nie. Odgoniłam wszystkie myśli jakie miałam w głowie i zdałam sobie sprawę, ze została mi zaledwie godzina na przygotowanie. Wzięłam długą kąpiel i posmarowałam ciało balsamem. Wysuszyłam włosy i poszłam do pokoju. Na łóżku leżała rozłożona sukienka. Kurczę, powiedziałam, że jej nie założę. Chociaż… nie chcę zrobić przykrości Zayn’owi. Podniosłam delikatnie materiał jakby był najcenniejszym kryształem na świecie. Wsunęłam ją na siebie i zasunęłam długi suwak z boku. Pasowała idealnie. Przejrzałam się w lusterku i wygładziłam materiał na brzuchu. Zrobiło mi się nie dobrze, więc uchyliłam odrobinkę okno, żeby wpadło do mieszkania trochę chłodnego powietrza. Głęboko odetchnęłam i zabrałam się za lekki make-up. Podkreśliłam oczy kredką i lekko przypudrowałam twarz. Nałożyłam lekkiego różu na kości policzkowe i słodki błyszczyk na usta. A włosy? Podkręciłam lekko ich końce i podniosłam do koka. Pojedyncze pasemka włosów wypuściłam po obu stronach. Założyłam czarne wysokie szpilki, które od spodu były czerwone. Popryskałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami. Wzięłam do ręki czarną kopertówkę i wrzuciłam niezbędne rzeczy oraz telefon. Wzięłam jeszcze płaszcz do ręki a po chwili usłyszałam otwierające się drzwi. Poszłam w kierunku przedsionka i zobaczyłam Zayna. Idealnie skrojony garnitur opinający jego wyrzeźbione ciało. Biała koszula i czarna muszka a do tego mała czerwona róża w butonierce. Włosy ułożone w nieładzie jak przystało na prawdziwego Bad Boya i ten błysk w oku. Zmierzyłam go wzrokiem z dołu do góry i przygryzłam wargę. Może zostaniemy tutaj?
-Wyglądasz nieziemsko Rose.
Podszedł i wręczył mi cudowny bukiet czerwonych frezji. Cicho zamruczałam z przyjemnego zapachu kwiatów.
-Dziękuję.
Odniosłam kwiaty do kuchni i wstawiłam w wazon.
-Możemy już ruszać?
-Tak.
Uśmiechnęłam się szeroko a Zayn objął mnie w pasie, po czym ruszyliśmy do samochodu, uprzednio zamykając dom. Moim oczom przedstawiła się czarna limuzyna. Pokręciłam lekko głową z niedowierzaniem i przewróciłam oczami. Chłopak podbiegł do pojazdu i otworzył drzwi przede mną po czym sam wszedł do środka. Jego dłoń odnalazła moją i splótł nasze palce. Kierowca siedział za czarną zasłoną, więc nie widziałam kto to.
-A więc gdzie jedziemy?
-Zobaczysz.
Zaśmiał się zawadiacko, ponieważ wiedział, że nie przepadam za niespodziankami. Nie wiem ile dokładnie czasu zajęło nam dojechanie na miejsce bo spędziliśmy go  na miłej rozmowie. Kiedy limuzyna się zatrzymała, Zayn szybko wysiadł i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Niepewnie ją chwyciłam i z jego pomocą wysiadłam z pojazdu. Kiedy podniosłam wzrok ujrzałam przepiękny i wielki gotycki zamek z czerwonej cegły. Cała posesja była ogrodzona wysokim płotem. Stałam tam z uchylonymi ustami z wrażenia, kiedy chłopak lekko pociągnął mnie w kierunku bramy. Stanęliśmy na szerokim chodniku, przy którym paliły się nieduże lampy wsadzone w ziemię. Iskrzyły się delikatnie a jednocześnie dawały sporo światła. W około rosły różne drzewa a po prawej stronie znajdowała się duża, oświetlona fontanna z figurką kupidyna. Zayn objął mnie w pasie i ruszyliśmy do drzwi. Ciągle nie mogłam nic z siebie wydusić, ale ciekawość wzięła górę.
-Zayn?
-Tak?
-To jest sen?
-Nie kochanie.
-Co to jest?
-Zamek.
-Ale… to takie nieprawdziwe…
-Dzisiaj jest tylko dla nas.
-Ale… to pewnie dużo kosztowało…
-Nic dla mnie nie jest droższe od ciebie. Widzieć twój cudowny uśmiech i to, że jesteś szczęśliwa jest najważniejsze.
Zarumieniłam się lekko a on namiętnie mnie pocałował, dalej prowadząc do drzwi. Otworzył z gracją mahoniowe drzwi i przepuścił mnie jak prawdziwy dżentelmen. Znaleźliśmy się w ogromnym holu. Na podłodze rozciągały się setki płytek w kolorze beżu a ściany pokryte były jakby złotem z dużą ilością drzwi z każdej strony. Wysokie marmurowe kolumny optycznie powiększały pomieszczenie. Na środku znajdował się szklany stolik a wokół niego dostojne czerwone kanapy. Nad stołem wisiał ogromy diamentowy żyrandol. Wyszeptałam ciche wow, a Zayn ruchem głowy wskazał na ogromne schody po środku, prowadzące na kolejne piętro. Ruszyliśmy dalej i dotarliśmy na korytarz. Dalej na wprost znajdowały się drzwi zza, których dobiegała spokojna i cicha muzyka. Chłopak ponownie otworzył przede mną drzwi i ruchem ręki wskazał abym weszła. Pomieszczenie było trochę mniejsze od holu, ale wykonane w podobnym stylu. Od drzwi rozłożony był długi, czerwony dywan prowadzący do nakrytego stolika na samym środku pokoju. Z tyłu były duże drzwi balkonowe a za nimi taras. Po sali rozchodziła się przyjemna muzyka zachęcająca do tańca. Podeszliśmy do stolika a Zayn odsunął dla mnie krzesło. Od kiedy stał się taki… szarmancki? Z gracją usiadłam na bardzo wygodnym krześle i czekałam aż chłopak zajmie miejsce naprzeciw mnie. Kilka minut później przyszedł do nas kelner z posiłkiem. Siedziałam tam z niedowierzaniem, kiedy drobny mężczyzna pokłonił się przed nami i podał posiłek. Grzecznie podziękowałam i odprowadziłam go wzrokiem z powrotem.
-Zayn?
-Tak?
Spytał ciągle przyglądając się swojemu jakże pysznemu posiłkowi.
-Po co to całe zamieszanie?
-Słucham?
-No ta droga sukienka, piękny zamek – rozejrzałam się po jego wnętrzu – i kelner. Po co to wszystko?
-Proszę Cię nie psuj takiego wieczoru teraz a wszystkiego się dowiesz.
Uśmiechnął się nikle ze skruchą w oczach. Wzięłam jedynie głęboki wdech i kiwnęłam przytakująco głową. Zjedliśmy pyszne danie i wypiliśmy po lampce wina. Chłopak wstał i podszedł do mnie.
-Mogę prosić do tańca?
Zaśmiałam się, gdy zobaczyłam jego zdenerwowanie.
-Oczywiście.
Ujął moja dłoń i oddaliliśmy się trochę od stolika. Muzyka zrobiła się odrobinę głośniejsza. Jedną rękę położył mi na biodrze a drugą złapał w swoja dłoń. Objęłam go za ramię i zaczęliśmy poruszać się w takt muzyki.  
-Um, od razu mówię, że nie jestem dobra tancerką…
-Dla mnie jesteś perfekcyjna.
Pocałował mnie delikatnie i dalej tańczyliśmy kilkanaście minut ciągle wpatrzeni w swoje oczy. Po chwili muzyka znowu ucichła a zmieszany Zayn zaczął uporczywie szukać czegoś po kieszeniach. Odetchnął z ulgą kiedy najwidoczniej to „coś” odnalazł i uśmiechnął się. Odsunął się na dosłownie parę milimetrów i… uklęknął na jedno kolano.
-Cos się stało?
Spytałam go z niepokojem bo nie miałam pojęcia co się stało wnioskując po jego dziwnej reakcji. Chłopak wziął głęboki wdech i wypuścił go ze świstem ciągle patrząc w podłogę. O MÓJ BOŻE! Zayn podniósł wzrok i spojrzał na moja twarz.
-Znamy się od dziecka. Gdyby ktoś zapytał mnie o to kilkanaście lat temu to pewnie bym go wyśmiał, mówiąc, że jesteśmy jedynie najlepszymi przyjaciółmi. Gdy zobaczyłem Chrisa… naszego idealnego synka zdałem sobie sprawę, że nie potrafię bez ciebie żyć. Zwaliłem wszystko po całej linii zostawiając Cię kilka lat temu, ale jestem tu teraz. Żałuję tak bardzo, że nie umiem wyrazić tego słowami a moje czyny nawet w połowie nie wynagradzają tego co przeszłaś przeze mnie…
Przełknęłam gulę w gardle i starałam się odgonić myśli, które nakazywały mi płakać jak małe dziecko, ryczeć jak nie wiadomo co.
- Chcę żyć z Tobą wiecznie i każdego dnia móc kochać Cię jeszcze bardziej niż poprzedniego. Tego, jakie dajesz mi szczęście nie opiszą żadne słowa. Stałaś się częścią mojego życia… mojego serca… mojego świata… moich słów i snów… wszystkich gestów, planów i najskrytszych marzeń a twoje nawet najmniejsze gesty dają mi największa radość. Nie wyobrażam sobie, że mogę się obudzić a Ciebie nie będzie obok. Dlatego pytam. Czy ty, Rosalio McLaughter, zostaniesz moją żoną i uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na całej ziemi i wszechświecie?
Z kieszeni spodni powoli wyciągnął małe czerwone pudełeczko. Podnosząc je do góry i otworzył. Jego oczy szkliły się drobinkami łez, ale udało mu się je powstrzymać. Moje natomiast nie były takie posłuszne. W głowie przeszło stado różnych myśli i wspomnień. Serce krzyczało i wyrywało się by powiedzieć TAK, ale rozum nie chciał na to pozwolić. Pokazywał mi wszystkie złe wspomnienia jakie doświadczyłam przez tego mężczyznę, który właśnie klęczy przede mną z cudownym pierścionkiem w ręku. Srebro i małymi diamencikami, które biegło po całej długości pierścionka, w środku łącząc się i tworząc idealne serce. Zabrakło mi powietrza w płucach i żadne słowa nie chciały mnie opuścić. W głowie powinien mieścić się przycisk DELETE, aby usunąć niepotrzebne myśli.
-Nie wiem, Zayn…
-Dlaczego?
Odwróciłam wzrok, a Zayn podniósł się i palcem wskazującym nakierował moją twarz abym na niego spojrzała.
- Nic. Nie zrozumiesz.
- Postaram się spróbować.
- A bolały Cię kiedyś wspomnienia…?
________________________________________________
No, więc jestem kochani! 
Co tam u was?
Przepraszam, że tak długo, ale sprawy prywatne
a do tego jeszcze nauka.
Od razu wyjaśniam, że usunęłam komentarz pod
rozdziałem, który był spamem i to w
dodatku anonima.
Tak na przyszłość, proszę myślcie trochę.
Mam do was pytanie...
Znudziło się wam moje opowiadanie?
Tylko szczerze. Mam 35 (bodajże) obserwatorów
a komentarzy zaledwie 10. Jak to tak?
No nwm może nie zasługuje na więcej,
albo po prostu jest ciężko wam (niektórym oczywiście)
nabazgrolić parę słów na odczepnego, żebym się
cieszyła jak idiota, że chociaż z 15 osób
czyta to coś co niektórzy mogą nazwać opowiadaniem.
I jeszcze jedno. (tak wiem dużo narzekam)
Anonimy. Proszę o podpis. Nwm imię czy
jakąś nazwę tylko. Cokolwiek, proszę? 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D 


Suchar dnia:
Młode małżeństwo je zupę. Przez przypadek kobieta oblała się zupą.
-No nie, wyglądam jak świnia!
Mąż na to:
-No i jeszcze się zupą oblałaś.

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 39 ♥

Obudził mnie dźwięk kropli deszczu uderzających o parapet. Chciałam jeszcze pospać, przecież była sobota. Niestety nie mogłam już zasnąć. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że na zegarku świeci się godzina 10.23 ziewnęłam przeciągle po czym się przeciągnęłam. Lewa ręka opadła bezwładnie na puste miejsce obok. Podparłam się na łokciach i ze zdziwioną minął szukałam śladów Zayna. Łóżko było nie naruszone z jego strony co oznaczało, że nie spał na łóżku. Może położył się w salonie, ale na etażerce z jego strony leżała kartka, zgięta w pół z moim imieniem. Delikatnie ją otworzyłam a jej zawartość zbuzowała krew w moich żyłach. Zdenerwowana zgięłam kartkę w dłoni i rzuciłam na jej poprzednie miejsce. Zrzuciłam z siebie kołdrę i szybkim krokiem udałam się do łazienki. Szybki prysznic spłukał odrobinę złości i pozwolił się uspokoić. Wytarłam się miękkim ręcznikiem i założyłam bieliznę, białą bokserkę z napisem „Finally weekend!” ” granatowe dresy i bluzę. Na nogi założyłam skarpetki i niskie trampki.  Oczy podkreśliłam czarną kredką a włosy spięłam w luźnego koczka i poszłam do kuchni. Zaczęłam robić śniadanie, gdy po chwili pojawił się obok mnie Christopher pocierając oczka.
-Wyspał się mój książę?
-Tiak.
Wzięłam go na ręce i ucałowałam w główkę na co wesoło się uśmiechnął i wtulił w zagłębienie na mojej szyi. Zabrałam go do łazienki i opłukałam mu twarz wodą po czym ubrałam w szare dresy i zieloną koszulkę. Na stopy założyłam skarpetki i niskie trampki po czym wspólnie poszliśmy dokończyć śniadanie. Po skończeniu pozmywałam naczynia i razem poszliśmy umyć zęby a na koniec podałam mu leki i  inhalator. W salonie włączyłam Christoper’owi telewizor, gdzie akurat leciały poranne bajki a sama zabrałam się za sprzątanie. Wstawiłam pranie i pootwierałam okna, żeby dom się przewietrzył, ale szybko je zamknęłam bo zrobiło się za chłodno. Podlałam trochę kwiatki i zruszyłam im ziemię. Poukładałam książki i zabawki w pokoju Chris’a, zmieniłam mu i nam pościel po czym zabrałam się za wycieranie kurzy i odkurzanie. Kiedy skończyłam była już 13.20 a na dworze już się przejaśniało. Wyciągnęłam pranie i włożyłam je do suszarki po czym poszłam nałożyć granatowe jeansy, miętowy sweterek, czarne workery i  płaszczyk tego samego koloru. Wróciłam do salonu i wzięłam małego, żeby też go przebrać w coś cieplejszego. Wsadziłam portfel do torebki, telefon i zabawkę dla Chris’a.  po czym wyszliśmy. Zakluczyłam dom i wrzuciłam klucze do torby. Skoro pogoda się poprawiła, poszliśmy pieszo. Na początku udaliśmy do sklepu z ubraniami, ponieważ musiałam kupić małemu nowe spodnie.
-Dzień dobry.
-Dzien dobly.
Przywitaliśmy się z młoda sprzedawczynią, która nawet nie podniosła na nas wzroku. Miło. Podeszliśmy do pierwszego stoiska ze spodenkami.
-Które ci się podobają?
-Te.
-Niebieskie? Masz już niebieskie, może inne?
-Te.
-Czerwone? Słońce masz już takie. Zobaczymy jakieś ciemne bo w tych ciemno szarych zrobiłeś dziury na kolankach.
-Nje! Chce… te!
-Oliwkowe… No dobrze, mogą być. Chodź przymierzymy.
Przymierzyliśmy i pasowały. Znalazłam jeszcze miętowy T-shirt z czarnym napisem „I’m the prince of disco. But my dad is the king!” i nie mogłam się powstrzymać aby go kupić. Wybrałam dla siebie jeszcze dwie zwykłe koszule i mogliśmy iść na zakupy spożywcze. Chris pchał wózek, ale i tak musiałam mu pomóc.
-Mamaaa…
-Tak słońce?
-Dzie tata?
-Tata? Tatuś miał dzisiaj coś ważnego do załatwienia i wróci dopiero na kolację.
-Aha…
Chłopczyk spuścił głowę ze smutną miną i ruszył dalej.
-A może pójdziemy do wesołego miasteczka?
-Naprawdę?
-Jasne! Zrobimy zakupy i zaniesiemy je do domu a później pójdziemy do wesołego miasteczka i zjemy obiad na mieście co?
-Dobse!
Krzyknął radośnie, więc szybko zrobiliśmy zakupy i zanieśliśmy je do domu po czym znowu opuściliśmy budynek. Jak zwykle w wesoły miasteczku był tłum ludzi i gwar. Wszędzie biegały roześmiane dzieci i zmartwieni rodzice, którzy nie mogli nad nimi zapanować. Wzięłam synka na ręce, żeby nigdzie nie uciekł.
-To gdzie idziemy na początku?
-Tiam!
-Samochodziki? Chodź, kupimy bilety.
Spędziliśmy tam niecałe dwie godziny aż zmęczeni udaliśmy się do restauracji na obiad. Usiedliśmy przy stoliku obok okna a po chwili przyszedł kelner.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
-Co podać?
-Um, może sałatkę śródziemnomorską, szklankę wody i… Co dla ciebie skarbie?
-Lody!
-To później, trzeba coś zjeść.
-Nje!
-A więc niech będą warzywa gotowane na parze z filetem z kurczaka i szklanka soku pomarańczowego.
-Dobrze.
Po 10 minutach nasze zamówienie było gotowe i zabraliśmy się do jedzenia.
-Synku musisz coś jeść.
-Nje.
-Dlaczego?
-Bo nje.
Po kilkunastu minutach namawiania Christophera do jedzenia aż mi samej się odechciało jeść. Nie rozumiem co to za dziecko, przecież nikt w naszej rodzinie nie miał problemów z jedzeniem. W sumie to nie wiem jak w rodzinie Zayna… Właśnie… Chris chyba nie widział się jeszcze z rodziną Zayna. Dlaczego? Przecież… Muszę z nim o tym porozmawiać. Dobra, spróbuje inaczej.
-Tyle dzieci na świecie umiera z głodu a ty wybredzasz takimi pysznościami.
-Tludno.
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Czy on ma zamiar się zagłodzić?!
-Wujek Niall będzie smutny…
-Dlaczego?
-Bo nie chcesz nic jeść. Jak się dowie to pewnie będzie płakał…
-O nje, wujek Niall… Nje powies mu!
-Powiem.
-Nje!
-Dlaczego nie chcesz jeść? Zobacz jakie pyszności. Wujek zjadłby to za jednym zamachem.
-Tiak?
-Oczywiście. A wiesz ile będziesz miał po tym siły? Ojojoj aż strach pomyśleć, może to i dobrze, ze nie chcesz tego zjeść. Daj, lepiej ja to zjem.
-Nje! Ja!
-Oj lepiej nie, uwierz mi…
-Nje! Ja i konjec!
-Jak chcesz.
No nareszcie mały zabrał się do jedzenia. Można powiedzieć aż mu się uszy trzęsły. Zaśmiałam się w myślach i zjadłam swoja sałatkę. Kiedy spojrzałam na synka siedział przed pustym talerzem.
-No widzisz, i jak dobre było?
-Pysne!
-To co zamawiamy lody?
-Tiak!
-Jakie chcesz?
-Cekoladowe i balonowe!
-Dobrze. Za to, że tak pięknie jadłeś zamówimy lody.
-Tiak!
Porosiłam kelnera i zamówiłam lody jakie chciał Chris a także waniliowe dla mnie. Kiedy dostaliśmy zamówienie zaczęliśmy zajadać się lodami a później je sobie podjadać. Mały zaczął się głośno śmiać a ludzie w restauracji patrzyli na nas jak na nie wiadomo co. Za oknem przechodziła starsza kobieta a gdy zobaczyła nasze wygłupy z lodami szeroko się uśmiechnęła w naszą stronę i poszła dalej. Zmęczeni całym dniem wróciliśmy do domu, wzięliśmy koc i wygodnie usadziliśmy się na kanapie oglądając „Gdzie jest Nemo?”. Jakąś godzinę później Chris usnął a ja usłyszałam otwarcie drzwi wejściowych. W progu salonu stanął Zayn, który chciał cos powiedzieć, ale kiedy zobaczył śpiącego synka kiwnął głową abym poszła za nim. Powoli wstałam i wyłączyłam telewizor po czym ruszyłam do kuchni, gdzie udał się chłopak.
-Cześć kochanie.
-Hej.
Chłopak chciał mnie pocałować, ale zrobiłam unik podchodząc do lodówki.
-Chcesz do picia?
-Nie, dziękuje.
Nalałam sobie soku do szklanki i wypiłam duszkiem. Wzrok Zayn’a wywiercał mi dziurę w brzuchu przez co czułam się skrępowana?
-Więc? Po co miałam tu przyjść?
-Jesteś zła?
-A na jaką wyglądam?
-Zła… Słuchaj…
-Kolejna wymówka?
-Nie chcę się z tobą kłócić, ale nie mogę Ci powiedzieć o co chodzi…
-Mamy teraz tajemnice przed sobą?
-Tak. Znaczy nie. Ugh. To ma być niespodzianka.
-Nie lubię niespodzianek.
-Możesz zaraz wszystkiego nie przekreślać?
-A czy ja przekreślam? Ja… ja po prostu się martwię bo znowu zniknąłeś na prawie cały dzień… Nie podoba mi się to…
-Ej, wszystko jest w jak najlepszym porządku i już jutro dowiesz się o co chodzi.
Chłopak podszedł do mnie zamykając przestrzeń między nami i położył dłonie na moich biodrach. Chciałam dalej mieć surowy wyraz twarzy, ale jego uśmiech od ucha do ucha mi na to nie pozwalał.
-Ugh, jesteś niemożliwy!
Zaśmiałam się i zachłannie pocałowałam. Nie umiem się długo gniewać szczególnie, gdy chce zrobić niespodziankę.
-No widzisz to znaczy mieć urok osobisty.
Odwzajemnił się tym samym, ale po chwili ścisnął mocniej moje biodra i spojrzał w moje oczy z lekkim oburzeniem.
-Schudłaś?!
-Jesteś zły?
-Byłaś i tak chuda a teraz znowu chudniesz… Może jesteś chora? O mój Boże! Powiedz! Jesteś na coś chora? Boli Cię coś?
-Uspokój się! Nic mi nie jest! Po prostu… po prostu jestem gruba…
-Oszalałaś? Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką widziałem w swoim całym życiu! Nie mów mi tutaj takich bzdur, że niby jesteś gruba!
-Ale to prawda!
Zayn szybko podciągnął moja bluzkę odsłaniając brzuch i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Nie był płaski… był prawie już wklęśnięty… Chłopak pobladł i kucnął przede mną po czym przejechał palcem po odkrytej części ciała. Jego oczy były zaszklone kiedy spojrzał na mnie.
-Proszę… Przestań się odchudzać bo nie masz już z czego…
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc tylko zakryłam brzuch i podeszłam znowu do lodówki wyjmując sok. Nagle, jakby spod ziemi, przede mną stanął Zayn i wyrwał mi napój z ręki.
-Obiecaj.
-Co?
-Obiecaj, że przestaniesz się odchudzać.
-Nie mogę…
-Obiecaj.
-Nie.
-Obiecaj!
W jego oczach nie było oburzenia. Był wściekły. Jego szczęka mocno się zacisnęła przez co jego twarz nabrała agresywnego wyglądu. Jego źrenice się powiększyły a tęczówki ściemniały. Pierwszy raz go takiego widziałam.
-Obiecaj.
Wysyczał prawie że przez zęby.
-Obiecuję.
Chłopak odetchnął z ulgą i nalał soku do szklanki po czym mi go podał. Chciałam coś powiedzieć, ale w kuchni pojawił się Christopher.
-Tata!
-Cześć synku!
Mały podbiegł i wskoczył mu na ręce. Z wielkim uśmiechem malec objął ojca za szyję i wtulił się w niego. Zayn spojrzał jeszcze w moim kierunku, ale już ze smutną minął. Nie rozumiem go wcale.
-To co zjemy na kolację hym?
-Nalesniki!
-Naleśniki? A może zapiekankę makaronową?
-Z kulcakiem?
-I z warzywami.
-Tiak!
-No to chodź, trzeba wszystko przygotować.
-Mama.
-Ja tez mam wam pomóc?
-Tiak!
Razem zaczęliśmy przygotowania. Ja zabrałam się za gotowanie makaronu a chłopcy za marynatę do piersi z kurczaka. Kiedy mięso było gotowe, usmażyłam je i ugotowałam warzywa w czasie, gdy Chris pomagał tacie z sosem. Kiedy wszystko było gotowe przełożyliśmy to do naczynia żaroodpornego ido piekarnika. 20 minut później zasiedliśmy do stołu.
-Um, jutro chłopaki zabierają małego do siebie po południu na noc.
-Po co?
-To w ramach mojej niespodzianki.
-Wujek Niall!
Krzyknął Chris, ale zaraz poprawił go Zayn.
-Wujek Niall, wujek Lou, wujek Li i wujek Harry.
-Um, Zayn?
-Tak?
-Czemu twoja rodzina nigdy nie chciała widzieć małego…?
-W naszej religii nieślubne dziecko jest jakby… przekleństwem… Dlatego nie tolerują Christophera…
Spuściłam głowę i zajęłam się kolacją bo kompletnie nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.


_______________________________________
Nareszcie kolejny! 
Kurcze długi wyszedł, chyba nie jesteście zanudzeni?
Także w następnym będzie ohohohomomom
Od razu mówię, że nwm kiedy dodam, ale
z tym i tak się śpieszyłam bo nie chce
żebyście tyle czekali. 
W tym tygodniu może już postaram
się nadrobić zaległe opowiadania bo
będą (oby) trochę luzy w szkole ;P
Ps. Zapraszam do zakładki bohaterowie,
ponieważ dokonałam małych zmian xD

CZYTSZA = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ;D

Suchar dnia:
Nauczyciel: Ostatnia ławka, za drzwi!
Uczeń: Dobra, Marek wynosimy.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 38 ♥


Nie byłam smutna ani zła, po prostu… zawiedziona. W mojej głowie przedstawiały się obrazy idealnej rodziny a on wykręca taki numer. Widocznie rola ojca go przerasta, ale nie tylko on jest młodym rodzicem. Ja nie miałam innego wyboru jak szybko dorośleć i się usamodzielnić. Nareszcie zaparkowałam przed przedszkolem i wysiadłam z samochodu. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jestem wcześniej niż zwykle, więc zamknęłam pojazd i ruszyłam do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem a Grace, dyrektorka i sekretarka w jednym, wyjrzała zza lady i guzikiem zezwoliła mi na wejście.
-Dzień dobry panno McLaughter.
-Witam. Zajęcia jeszcze trwają?
-Tak, jeszcze jakieś kilka minut.
-Dobrze to ja zaczekam.
-Oczywiście. Jak tam w pracy?
-Um, dobrze, dziękuję.
Kobieta średniego wieku uśmiechnęła się a wokół jej zielonych oczu pojawiły się lekkie zmarszczki.
-Christopher to naprawdę cudowne dziecko. Grzeczne, posłuszne i bardzo towarzyskie.
-Miło mi to słyszeć.
-Jestem  dumna z takich wychowanków a czasy się zmieniają i dzieci zaczynają być bardziej niegrzeczne.
Niezbyt interesowała mnie taka rozmowa, ale nie chce być nie uprzejma, więc lepiej będę to kontynuować.
-Chris to idealne pierwsze dziecko, myślałam, że będzie o wiele gorzej z jego wychowaniem. Jedyny problem to nie chęć do jedzenia. Próbowałam już chyba wszystkiego.
-Każdy malec przechodzi różne, że tak powiem, nie chcianki. Mój synek nie cierpiał się myć a córeczka nienawidziła chodzenia w sukienkach czy spódnicach. Z czasem z tego wyrośli, więc i Christopher z tego wyrośnie.
-Um, mam nadzieję.
Po chwili drzwi sali się otworzyły i wyszła z nich opiekunka.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
-Mogę zabrać już Christophera?
-Oczywiście, zaraz go zawołam.
Młoda kobieta wróciła do miejsca z jakiego wyszła a po chwili przyprowadziła Chrisa.
-Mama!
-Cześć skarbie!
Mały wskoczył mi na ręce i mocno się przytulił.
-Byłeś grzeczny?
-Tiak!
Wykrzyknął entuzjastycznie i zaczął bawić się moim naszyjnikiem.
-No dobrze a teraz powiedz ładnie do widzenia i jedziemy do domku.
-Do widzenia!
Pomachał małą rączką.
-Do widzenia.
-Do widzenia panno McLaughter. Do widzenia Chris.
Po kilkunastu minutach byliśmy w domu. Ostatnie sierpniowe upały dawał o sobie znać, więc wpadłam na wspaniały pomysł.
-Kochanie może pojedziemy na plażę?
-Plaza?
-Tak, zjemy sobie obiad na plaży.
-Tiak!
-Będziesz się kąpać w oceanie?
-Tiak! Ty tes!
-Ja też mam się kąpać z tobą?
-Tiak!
-No to chodź, trzeba założyć strój kąpielowy i przebrać się.
Wzięłam małego na ręce i zaniosłam do jego pokoju, gdzie nałożyłam mu kąpielówki i ubrałam w krótkie czerwone spodenki i białą koszulkę. Nałożyłam jeszcze sandałki na nóżki.
-Masz tutaj torbę i powrzucaj zabawki jakimi będziemy się bawić.
-Dobse.
-Ja idę założyć swój strój kąpielowy.
Udałam się do swojego pokoju i wzięłam lekki prysznic po czym nałożyłam błękitne, dwuczęściowe bikini i poprzednią białą sukienkę w kwiaty. Kiedy byłam gotowa poszłam do kuchni i spakowałam trochę jedzenia w koszyk, który później postawiłam przy drzwiach. Koc i dwa ręczniki wylądowały obok. Zaraz przyszedł Chris z spakowaną torbą i mogliśmy zanieść wszystko do samochodu. Na szczęście nie mieliśmy aż tak daleko, więc podróż minęła szybko ze śpiewem piosenek, które leciały w radio. Zaparkowałam na parkingu i zabrałam nasze rzeczy z bagażnika. Plaża była prawie pusta. Chodziło po niej kilkoro ludzi a w wodzie bawiły się dzieci. Mój synek zaśmiał się ochoczo i zeszliśmy betonowymi schodkami z klifu. Prawie przy samym brzegu rozłożyliśmy koc i popędziliśmy do wody. Mały skakał, piszczał i śmiał się w niebogłosy. Wyglądał na strasznie szczęśliwego przez co ja mogłam zapomnieć o głupim incydencie z Zayn’em. Po jakiejś godzinie szalenia w wodzie i bawienia się na pisaku, w końcu usiedliśmy na kocu. Mały telepał się z zimna, więc szczelnie okryłam go ręcznikiem i usadziłam sobie pomiędzy nogami przez co mógł oprzeć się o moją klatkę piersiową. Kiedy zjedliśmy, ułożyliśmy się wygodnie na kocu i leżeliśmy. Nie minęło pół godziny błogiego spokoju, gdy nagle mój telefon się rozdzwonił.
-Halo?
-Cześć kochanie.
-Cześć mamuś.
-Co tam u was?
-Jestem z Chrisem na plaży i odpoczywamy.
-Ooo. Daj go do telefonu jak możesz.
-Oczywiście.
-Słońce, babcia dzwoni chcesz porozmawiać?
-Tiak!
Ochoczo wziął komórkę i rozmawiali przez parę minut aż mały oddał mi telefon.
-A właśnie mamuś. Zapraszam na urodziny Chrisa, które będą w przyszły piątek.
-Ooo, to już za tydzień, świetnie.
-Jak będziesz rozmawiać z Erin to przekaż jej zaproszenie.
-Oczywiście.
-A co tam u was?
-Mamusiu?
Przerwał nam Chris i spojrzał na mnie z miną małego kociaka.
-Tak skarbie?
-Mogę iść się pobawić w piasku?
-Możesz oczywiście, tylko nie wchodź do wody.
-Dobse.
-No u nas dobrze, trochę pogoda nam się popsuła. Mamy wolne już od tego weekendu.
 -Ooo, to świetnie. Na ile?
-Ja mam trzy tygodnie a tata dwa.
-No to fajnie.
-Gdzie jest Zayn?
-Um, jest… jest na próbie. Wiesz jak to zespół…
Zaśmiałam się lekko zasmucona, że właśnie okłamałam swoją mamę, ale gdyby znała prawdę to by się zdenerwowała, albo zaczęła niepotrzebnie martwić.
-Rozumiem. Co planujesz kupić małemu?
Szybka zmiana tematu? Chyba wie, że coś jest nie tak.
-Um, no w sumie się jeszcze nie zastanawiałam.
-No ja już mam dylemat.
Zaśmiała się, ale mi jednak nie było do śmiechu.
-No dobrze, będę już kończyć bo czas wracać do domu.
-Dobrze kochane. Całuję was mocno i czekam z niecierpliwością na piątek. Pewnie i tak przyjedziemy wcześniej, może we wtorek albo srodę.
-Ooo, byłoby fajnie tylko gdzie my się pomieścimy?
-No tak, zapomniałam, że Zayn z tobą mieszka a i tak masz małe mieszkanie.
-No nic nie martw się, na pewno coś wymyślimy. Erin może spać ze swoim siostrzeńcem, przecież Chris ma spore łóżko.
-Nie ma co się martwić na zapas. Pogadamy jak przyjedziemy. Trzymajcie się. Buśka pa.
-No wy też. Pozdrów tatę! A i zadzwoń jak będziecie wyjeżdżać!
-Oczywiście.
-Kocham was. Paa!
Kiedy się rozłączyłyśmy poszłam do synka i razem zrobiliśmy ładny zamek z piasku. Kiedy Chris zaczął przecierać oczka postanowiłam wrócić do domu. Pozbierałam nasze wszystkie rzeczy i udaliśmy się do samochodu. Podczas jazdy mały zasnął więc kiedy byliśmy na miejscu na początku zabrałam wszystko z bagażnika i podeszłam do drzwi, które o dziwo były otwarte.
-Rose?
Usłyszałam męski głos dochodzący z kuchni. Zayn.
-Nie, to tylko włamywacz.
Chłopak zaraz do mnie przybiegł i spojrzał dziwnym wzrokiem.
-Gdzie Chris?
-W samochodzie, śpi.
-To ja pójdę po niego.
-Jak chcesz.
Zayn poszedł po synka i położył go wygodnie na kanapie a ja w tym czasie ogarnęłam wszystkie rzeczy, które przyniosłam.
-Jesteś zła?
-Nie.
-Przecież widzę.
-Nie jestem zła tylko smutna.
Chłopak objął mnie w pasie i spojrzał w moje oczy.
-Planuję niespodziankę, więc nie powiem Ci gdzie byłem ani co robiłem.
-Mogłeś mnie uprzedzić.
-Przepraszam, myślałem nad tym zbyt długo a jak się już namyśliłem to…
-Nie ważne. Jestem trochę zmęczona bo wiesz… miałam cudowne popołudnie z Chris’em.
-Co robiliście?
-Zamki z piasku.
Wyplątałam się z jego uścisku i wyminęłam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Denne to jego wytłumaczenie, myślałam, że wymyśli coś lepszego. Phi, niespodzianka, też mi coś. Zdążyłam wziąć prysznic jak Christopher się obudził, więc szybko nałożyłam bieliznę i luźną koszulkę po czym poszłam zrobić mu kolację.
-Misiu już wstałeś?
-Tiak.
Wzięłam małego na ręce a on przeciągle ziewnął i wtulił się w zagłębienie na mojej szyi.
-Zjesz coś?
-Nje.
-A może jednak?
-Tata zrobił naleśniki!
Krzyknął Zayn i przyszedł do salonu ubrany w fartuszek a na włosach miał odrobinki mąki. Chris zaśmiał się i prawie, że zeskoczył do niego.
-Tata! Dzie byłeees?
-Za górami, za lasami w małym domku pod drzewami…
Zaśmiali się oboje. Myśli, że kolacją mnie przekupi czy już zeszliśmy z tematu „zapomniał o naszej umowie i udawał, że coś załatwia” i po prostu robi kolację dla synka? Mężczyźni. Zawsze trudno ich rozgryźć.
-To co, chcesz naleśnika?
-Nje.
-Jak nie zjesz to tata będzie smutny.
Chłopak zrobił smutną minę a malec spojrzał na mnie i znowu na tatę i szeroko się uśmiechnął.
-Dobse, ale nie smuć się jus.
Zayn ucałował go w czubek głowy i razem poszli do kuchni. Krzyknęłam, żeby go później wykąpał i ułożył do snu a sama wróciłam do pokoju. Założyłam krótkie spodenki i rozczesałam włosy po czym usiadłam na łóżku. Na zegarku była 19.37 co oznaczało, że na spanie jest zbyt wcześnie. Kiedy w swoich nozdrzach poczułam zapach naleśników od razu mnie zemdliło. Powstrzymałam chęć zwymiotowania, wstałam i podeszłam do półki z książkami. Tytuł „Na zawsze martwy” rzucił mi się w oczy. Harris Charlaine to jedna z moich ulubionych pisarek opowieści fantasy. Uśmiechnęłam się na wspomnienie okoliczności kiedy ją dostałam.

~~
-Rosalie! Rose!
-Co?
-O, tutaj jesteś.
-Siedzę tu już prawie godzinę bo taka była umowa.
-Przepraszam skarbie, znow…
-Oszczędź sobie tego.
-Nie dałaś mi dokończyć.
-I co z tego?
-No chodź nie gniewaj się.
-Nigdzie nie idę.
-Proszę.
-Twoja praca była zawsze najważniejsza, więc niech tak zostanie. W sumie to nawet nie wiem po co tyle czekałam…
-Przecież są twoje urodziny, miałaś wybrać sobie prezent.
-Nie mam ochoty już na to, chce do domu.
-Rose…
-Nie mamo, była umowa. Spóźniłaś się, więc nici  tego. Idę do domu. Narka.
-Rosalie! Rosalie!
-NIE!
Przyspieszyłam tępo kroków, aż w końcu zaczęłam biec. Zdyszana zatrzymałam się przed budynkiem. W środku jak zwykle pusto. Ojciec w pracy, Erin u koleżanki, mama… wrr teraz to nie obchodzi mnie gdzie jest. Beznadziejne urodziny. Z resztą czy kiedykolwiek były udane? Zawsze coś musiało wypaść. Przesiedziałam dobrą godzinę przed TV kiedy usłyszałam, że ktoś przyszedł. Może to złodziej? Proszę, weź mnie! Weź mnie!
-Rose…?
-Abonent jest poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon. Spróbuj zadzwonić później. Tit, tit, tit, tit….
-Nie wygłupiaj się, proszę. Zobacz co dla ciebie mam.
-Jeśli to znowu żelki to wiedź, ze niestety nie mam na nie ochoty.
-Jeśli nie chcesz zobaczyć prezentu urodzinowego to nie… Twój wybór.
Będę twarda. Będę twarda. Nie pójdę.
-Co to?
Podskoczyłam w miejscu i zerwałam się na równe nogi by po chwili stać przy swojej rodzicielce.
-Sama zobacz.
Podała nieduży pakunek. Zerwałam z niego papier upominkowy i dostałam się do środka.
-Książka!
-Książka. Ta co się do niej śliniłaś.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko kiedy zawisłam na jej szyi, całując delikatny policzek.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Kocham Cię mamuś.
-Ja Ciebie też skarbie i przepraszam.
-Za co?
-Że się spóźniłam.
-Spóźniłaś się? Kiedy?
Zaczęłyśmy się śmiać w niebo głosy a później poszłyśmy na gorącą czekoladę do kawiarni.
~~

-Kocham Cię mamuś.
Wyszeptałam do siebie i usiadłam z książką na łóżku. Powoli i bardzo delikatnie otworzyłam pierwszą stronę i zaczęłam się w niej zagłębiać. Mimo iż czytałam ją już tyle razy, nadal odkrywam w niej wcześniej nie zauważone wątki.


_________________________________________
Heeyo, kochani! 
Jak widać wróciłam. Od razu mówię, że
nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. 
Zrobiło mi się smutno, że musicie tyle czekać a
to może przecież wpłynąć na was.
Co jeśli odechce się wam czytania tego...?
Strach pomyśleć...
Także tego, jest rozdział i na drugim opowiadaniu, 
więc serdecznie zapraszam.
Pozdrawiam was :*****

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D

poniedziałek, 28 października 2013

Przepraszam!

Przepraszam, przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam,  przepraszam.
Nie wiem kiedy dodam rozdział. Mam nadzieję, że już w najbliższy weekend i obiecuje, że postaram się zrobić taki dłuuuugi, ale na tyle by was nie zanudzić. Nie będę się tłumaczyć bo to nie dla tego wstawiam tą notkę.
Dziękuję i to bardzo, bardzo mocno dziękuję za wasze komentarze. To na prawdę motywuje do pisania i kocham was za to :***** 
Jednak, tak jak powyżej napisałam, nie wiem kiedy dodam rozdział bo 3 klasa gimnazjum to nie przelewki i dużo zadają a jeszcze mam przygotowania do domowego Halloween (kocham to święto) a wracam późno i wgl. a już w sobotę przyjeżdża moja siostra z synkiem z Londynu, więc tym bardziej chce spędzić z nimi więcej czasu.
Mam nadzieję, że jakoś mnie rozumiecie i nie będziecie źli a co gorsze nie zostawicie mojego opowiadania. To samo tyczy się mojego drugiego opowiadania (do którego chętnie zapraszam), ale czekałam na 5 "normalnych" komentarzy i chyba się nie doczekam, ale jak znajdę czas to dodam.
Nie martwcie się (jeśli was to interesuje) a jestem pewna, że nie długo wrócę.
KOCHAM WAS! :*****


środa, 16 października 2013

Rozdział 37 ♥

Promienie słoneczne zaczęły pieścić moja twarz. Przebudziłam się, ale nie miałam ochoty otwierać oczu. Po chwili dotarło do mnie, że moja poduszka się porusza. Otworzyłam leniwie jedno oko a później drugie. Poduszka nie była poduszką, a klatka piersiową Zayna, która podnosiła się i opadała podczas oddychania. Spojrzałam lekko do góry i zobaczyłam jego idealną twarz z lekkim zarostem. Wyglądał strasznie pociągająco. Lekko się podniosłam, żeby zobaczyć która godzina. Na zegarku była 6.00 czyli za 40 minut muszę wstać, żeby zdążyć zawieść małego do przedszkola i sama zdążyć do pracy. Wróciłam do pozycji leżącej a po chwili stwierdziłam, że jestem naga. Na podłodze leżały części naszej garderoby. Przypomniał mi się cudowny wczorajszy wieczór, a moje wspomnienia przerwał cichy pomruk chłopaka. Spojrzałam na niego i od razu zauważyłam jego szeroki uśmiech.
-Panie Malik, co panu tak wesoło?
Spytałam całując go na dzień dobry. Zamruczał w moje usta i delikatnie pogładził moją twarz.
-Od dawna marzyłem o tej chwili.
Przyglądał się z dokładnością mojej twarzy jakby chcąc zapamiętać każdy jej milimetr. Odwzajemniłam uśmiech i dostałam soczystego buziaka po czym ponownie położyłam głowę na jego torsie a on mocno mnie objął.
-Teraz mógłbym już nigdy nie opuszczać tego łóżka.
-Byłoby zbyt idealnie…
-Kocham cię.
Podniosłam głowę i spojrzałam centralnie w oczy Zayna. Biła z nich wielka radość, miłość i ekscytacja.
-Ja ciebie też.
Pocałował mnie znowu i znowu i znowu.
-Za pół godziny muszę wstawać, żeby zdążyć zawieść małego i pojechać do pracy.
-Ja go odwiozę, więc mamy trochę więcej czasu.
-Zayn… Jesteś nie wyżyty…
-Wiem…
Kiedy wybiła 7.20 byliśmy gotowi do wyjścia.
-Na pewno zdążysz?
-Tak, tak. Przypomniało mi się, że dzisiaj zaczynam kilka minut później bo szef ma ważne spotkanie rano.
-Dobrze, dobrze. To leć już.
-Okey. Przyjadę po ciebie i razem zabierzemy małego i pojedziemy gdzieś na obiad dobrze?
-Będę czekać.
Wsadził małego do fotelika i ucałował w główkę. Dałam mu soczystego buziaka i odjechaliśmy. Po drodze zostawiłam synka w szkole. Ucałowałam go mocno w główkę i sprawdziłam czy ma przy sobie inhalator. Mały pobiegł zadowolony w kierunku wejścia a ja odprowadziłam go wzrokiem i odjechałam. Nie obyło się bez korków, ale zajechałam na czas. A teraz sztuczny uśmiech i mogłam zacząć pracę jako sekretarka. Przywitałam się z ochroną w bardzo formalny sposób i zajęłam swoje miejsce.
-Rose, jak miło panią widzieć.
-Dziękuję, mnie również Leo.
Leo jest sprzątaczem, to taki starszy pan, z którym miło mi się rozmawia. Zawsze uśmiechnięty i punktualny. Ostatnio wziął sobie kilka dni urlopu ze względu na przyjazd jego córki z dziećmi, więc teraz musi odpracować nieobecność.
-Co u pańskiej córki? Jak wnuki.
-Dziękuję za pamięć. Wszystko jest w porządku. Dzisiaj Klara ma przedstawienie „Jeziora Łabędziego” i bardzo się stresuje.
-Oh, jest świetną baletnicą i na pewno da sobie radę. To utalentowana dziewczyna.
-Dziękuje za miłe słowa.
Uśmiechną się pogodnie i wrócił do swojej pracy a ja zaczęłam przeglądać papiery. Kiedy spojrzałam na zegarek była 9.57 co oznacza, że spotkanie zaraz się skończy. Wstawiłam wodę na kawę i naszykowałam filiżanki dla Patric’a i jego ojca. Równo o 10 drzwi od sali konferencyjnej się odtworzyły. Wstałam i pożegnałam wychodzących biznesmenów z szerokim uśmiechem. Za nimi wyszedł szef, zamykając drzwi rzucił lekkie dzień dobry.
-Dzień dobry, szefie.
Podszedł zamyślony i zaczął coś uporczywie wystukiwać w telefonie. Zmartwiłam się, ale z opanowaniem czekałam aż skończy.
-Gdzie twój ojciec? Wszystko w porządku?
-Um… On, on miał zawał wczoraj i jest w szpitalu. Przyszły dzisiaj jakieś listy?
Zmienił temat? To do niego nie podobne. Coś jest jeszcze na rzeczy.
-Nie proszę pana, nie ma żadnych listów. Zaparzył…
-Nigdy nie mówiłaś do mnie ‘proszę pana’…
-Martwię się o ciebie…
-Niepotrzebnie. Um… W sumie to napiłbym się kawy.
Uśmiechnął się nikle i schował telefon do kieszeni, rozluźniając krawat pod szyją. Odpowiedziałam mu uśmiechem i podałam mu przygotowaną kilka sekund wcześniej kawę. Zamruczał upijając mały łyk.
-Miałbym do ciebie wielką prośbę.
-Co tylko zechcesz, słucham.
-Jestem dziś bardzo zajęty a musze być pewny, że u mojego ojca wszystko w porządku. Mogłabyś go odwiedzić?
-Teraz?
-Za jakąś godzinę bo jeszcze musimy przedyskutować parę spraw. Po odwiedzinach możesz jechać do domu.
-Oczywiście, nie ma problemu.
-Świetnie, dziękuję Ci Rose.
Uśmiechnął się ponownie i odszedł w kierunku swojego gabinetu z kawą w ręku. Zajęłam się odbieraniem telefonów i robotą papierkową. Później odbyło się spotkanie kadry pracowniczej a na koniec zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stroną szpitala. Po drodze kupiłam świeże owoce i kwiaty. Nie wiedziałam jakie, więc wybrałam bukiecik czerwonych frezji. Dojechanie tam zajęło mi trochę czasu, ale w końcu się udało. Weszłam do ogromnego budynku i od razu na moje nozdrza rzucił się niemiły, szpitalny zapach. Na poczekalni siedziało sporo ludzi, starsi i ci młodsi. Uśmiechnęłam się na widok małego chłopca, który bawił się w wyznaczonym do tego kącie, przypominającego mojego synka. Po chwili stanęłam przy recepcji.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. W czymś mogę pomóc?
Kobieta w średnim wieku spojrzała na mnie spod fali długich rzęs i uśmiechnęła się przyjaźnie. Jej twarz wyglądała na zmęczoną a ona sama wydawała się być przytłoczona pracą w tym miejscu.
-Na jakiej sali znajduje się Pan George Roother?
-Jest Pani kimś z rodziny?
-Nie, jestem jego sekretarką.
-Nazwisko?
-McLaughter Rosalie.
-Um… Przepraszam, ale ni ma pani na liście..
-Jak…
Rozdzwonił się telefon a kobieta szybko go odebrała. Po chwili rozmowy uśmiechnęła się do mnie.
-Przepraszam, dzwonił Pan Patrick Roother i potwierdził Pani przybycie. Proszę iść w lewo, schodami na górę i skręcić w prawo. Pokój 28.
-Dziękuję.
Skinęłam głową i udałam się w podanym kierunku. Stojąc przy drzwiach, przeczesałam wolną dłonią włosy i zapukałam. Kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka.
-Pani McLaughter?
-Dzień dobry Panie Roother. Jak się Pan czuje?
-Dobrze, dziękuję.
-Proszę to owoce dla Pana i kwiaty. Nie wiedziałam jakie, więc zdecydowałam się na moje ulubione.
-Świetny wybór, dziękuję. Jak sprawy w firmie?
-Wszystko dobrze, dzisiejsze spotkanie przebiegło pomyślnie a umowa została podpisana na pana zasadach.
-Cieszę się. Um… jak mój syn?
Zdziwiło mnie trochę jego pytanie, ale musiałam odpowiedzieć szczerze.
-Jest… jest trochę przybity i niepewny, ale źle nie jest.
-Mówiłem mu żeby się nie martwił bo nic mi nie jest….
-Jego reakcja jest oczywista, jeśli mogę się wtrącić. Patrick jest wiernym synem i na pewno się martwi Pana zdrowiem. Ja na jego miejscu też bym się martwiła…
-Dziękuję, za miłe słowa Panno Rosalie.
-Przyjemność po mojej stronie.
-Usiądź obok.
Posłusznie wykonałam polecenie lekko skonsternowana. Mężczyzna ujął moja dłoń i musnął lekko ustami jej wierzchnią część.
-Cieszę się, że mój syn ma takich wspaniałych przyjaciół. Ja tez jestem wielce zadowolony z takiego idealnego pracownika.
Trzymał moja dłoń w swoich i gładził kciukiem. Byłam nieco zdziwiona jego wyznaniem, ale prawdę mówiąc zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Chciałbym mieć taką synową – wyszeptał i spuścił wzrok – a jak tam sprawy rodzinne Panno Rose?
-Um… Dobrze, dziękuję. Niedługo odbędą się urodziny mojego synka i od razu uprzedzam, że jest pan zaproszony.
-To będzie zaszczyt móc uczestniczyć w tym przyjęciu.
-Jest mi niezmiernie miło z tych słów.
Uśmiechnęła się szeroko. Przedyskutowaliśmy jeszcze kilka tematów i pożegnałam się z Panem Rooth’em wychodząc. Byłam mile zaskoczona jego troską i postawą niepodobną do prawdziwego szefa. Spojrzałam na zegarek w szpitalu, który wskazywał 14. Uprzejmie pożegnałam się z recepcjonistką i opuściłam budynek. Popołudniowe słońce tak grzało jak nigdy i zrobiło mi się duszno. Zdjęłam marynarkę ruszyłam w stronę mojego samochodu. Wsiadłam do środka i wygrzebałam z torby telefon i sprawdziłam czy przypadkiem nikt do mnie nie dzwonił po czym wrzuciłam go powrotem. Odpaliłam silnik i pojechałam do domu. Zaparkowałam samochód i poszłam do domu, który o dziwo okazał się zamknięty. Przecież Zayn miał na mnie czekać… No nie ważne. Wyciągnęła z torebki pęk kluczy i otworzyłam zamek po czym weszłam do środka. Zdjęłam buty i od razu poszłam się przebrać, zastanawiając gdzie moglibyśmy pojechać. Założyłam zwiewną białą sukienkę w kwiaty i rzemykowe sandały. Przeczesałam włosy i związałam w wysokiego koczka. Spojrzałam na godzinę, 14.32. Musze już wyjeżdżać po Chrisa, gdzie jest Zayn. Wybrałam jego numer w kontaktach i  zadzwoniłam. Po kilku sygnałach odebrał, w oddali słychać było rozmowy i śmiechy.
-Zayn?
-Tak skarbie, co tam?
-Umowa.
-Co kotku? Nie słyszę, głośno tu trochę.
Zaśmiał się głupkowato. Idiota. Zapomniał o naszym spotkaniu?
-Zapomniałeś o naszej umowie. Miałam po ciebie przyjechać, razem mieliśmy odebrać Christophera i jechać na kolację… Wiesz co? Baw się dobrze gdziekolwiek jesteś. Ja jestem matką pracującą i dla twojej wiadomości, jadę po synka. Na razie.
-Rose?
-Baw się dobrze.
Rozłączyłam się i złapałam za niedużą torebkę i założyłam ją na ramię, wrzucając uprzednio telefon. Wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz, który po chwili wylądował w mojej torebce a ja wsiadłam do samochodu i pojechałam po synka. Co on sobie myśli…

________________________________
No jestem już z nowym rozdziałem.
Postanowiłam trochę bardziej 'napsocić' niż
zamierzałam bo mam wrażenie, że zanudzacie
się przy czytaniu. Mam rację? No cóż... 
Przepraszam, że rozdział dodany tak późno, 
ale szczerze to już mi się nie chciało go pisać xD
Co jeszcze mogę powiedzieć... 
Mam nadzieję, że miło się czytało.
Za jakiekolwiek błędy przepraszam bo
pisałam szybko z uwagi na moje zaległości.
Kto z was czyta/czytał COLD'a?
Ja właśnie zaczynam 2 część omomomom

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ :D